Niektóre miejsca są z gruntu złe. Od pierwszej chwili osaczają swoją gęstą, niepokojącą atmosferą, gnieżdżąc się jak rak w umysłach przyjezdnych. Są też i takie punkty na mapie wszechświata, które na pozór niczym się nie wyróżniają, wręcz przeciwnie, przy pierwszym kontakcie sprawiają miłe wrażenie i pozostawiają przyjemne wspomnienia. Naprawdę jednak, tuż pod fasadą spokoju, rozciąga się czarna jak bezgwiezdna noc głębia ciemności. Takim właśnie miejscem jest Ashborough.
Doktor Cayle, młody lekarz, porzuca gorejącą piekłem neonów cywilizację i przeprowadza się do niewielkiego miasteczka wraz z żoną i córką. Już wkrótce poznaje nowych sąsiadów, sympatycznego pięćdziesięciolatka i jego okaleczoną w tajemniczy sposób żonę, którzy oprócz dobrego pierwszego wrażenia pozostawiają także niewyjaśniony niepokój. Nie ma wątpliwości, że nasz bohater będzie musiał sam zmierzyć się z nieznanym zagrożeniem, zwłaszcza, że od początku wiadomo, iż poprzedni lekarz w Ashborough został jakoby zabity przez dzikie zwierzę. I choć może Cayle z początku rzeczywiście w to wierzy, bystry czytelnik już po paru stronach domyśla się, że prawda jest o wiele bardziej przerażająca.
Zgodnie z regułami gatunku, już wkrótce życzliwy sąsiad wprowadza bohatera w tajniki jednej z lokalnych legend. Mamy więc wszystkie zwyczajowe klisze: krwawy rytuał, starą kobietę parającą się magią i rasę tajemniczych istot zwanych Izolantami. I właśnie w tym momencie, kiedy wydaje się, że wiemy już wszystko, co autor może nam zaprezentować w „Głębi ciemności”, Michael Laimo wywraca nasze wyobrażenia do góry nogami. Z pozoru prosta i nieciekawa fabuła błyskawicznie nabiera rozpędu, prowadząc nas przez historię niezwykłą, trzymającą w napięciu i przygnębiającą. Żeby nie zdradzać meandrów opowieści, powiem tylko, że główny bohater i jego rodzina zostaną uwikłani w coś znacznie gorszego, niż można by z początku przypuszczać.
Młody amerykański autor, Michael Laimo, dotąd w naszym nadwiślańskim kraju nieznany, znakomicie radzi sobie z budowaniem nastroju kompletnego zaszczucia, rzucając swoich bohaterów w sytuację rzeczywiście niegodną pozazdroszczenia. Podczas czytania cały czas towarzyszy nam uczucie koszmarnej beznadziejności. Wydaje się, że doktor Cayle i jego rodzina znikąd nie mogą spodziewać się pomocy, zaś ucieczka jest całkowicie wykluczona. „Głębia ciemności” obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji, a narracja prowadzona jest szybko i bez przestojów. Prosty i zdystansowany styl szczególnie dobrze sprawdza się przy opisach mordów, wzmacniając siłę brutalnych obrazów i budząc autentyczną grozę. Trzeba zaznaczyć, że krwawe sceny mają duże znaczenie w kreowaniu przerażającej, brudnej atmosfery, sprawiając, że nawet najwytrwalszym i najbardziej obeznanym z literacką grozą czytelnikom zrobi się gorąco za koszulą. Moim kronikarskim obowiązkiem jest zaznaczyć, że dzieło Michaela Laimo nie należy do horrorów delikatnych, zaś okrucieństwa spotykające niektóre postacie prawdziwie przerażają.
Wątpliwości budzi prolog, w którym dowiadujemy się, że dalsza narracja pochodzi z nagrań pozostawionych przez głównego bohatera. Całość tekstu nie nosi jednak śladu stylizacji na podobną wypowiedź, trudno więc zrozumieć zasadność takiego chwytu fabularnego. Tym razem próba silenia się na styl dokumentalny nie odnosi skutku, chociaż nie umniejsza też wrażenia wywoływanego przez resztę książki. Inną, znacznie poważniejszą wadą, są średnio interesujące postacie. Ani główni bohaterowie, ani ich sąsiedzi, jak również nikt z całego miasteczka nie został nakreślony w taki sposób, by zwrócić uwagę czytelnika. Główny bohater wypada wręcz ciapowato, wciąż uzasadniając swą bezradność, tak jakby tłumaczył się przed rodzicami ze źle odrobionej pracy domowej.
Interesująco za to prezentują się Izolanci, których pochodzenie aż do samego zakończenia pozostaje tajemnicą. A jeśli już mowa o finale powieści, ten budzić może kontrowersje. Mnie osobiście przypadł do gustu ostatni, niespodziewany zwrot akcji, nie wszystkim jednak spodoba się sposób, w jaki Laimo na kilkunastu ostatnich stronach ponownie wywraca do góry nogami fabułę całej książki. Podobnie budzić może zastrzeżenia poplątana intryga, która z prawdopodobieństwem i realiami ma tyle wspólnego, co gospodyni domowa z lotami w kosmos. Ponadto większość najbardziej nurtujących kwestii fabularnych pozostaje słodką tajemnicą autora, z której bynajmniej nie zamierza się zwierzać.
Na zakończenie powiem tylko, że „Głębia ciemności” jest bez wątpienia powieścią inną, niż większość drukowanych w naszym kraju horrorów, pomysłową i wyróżniającą się przede wszystkim ciężkim, przytłaczającym klimatem. Raczej nie wszystkim przypadnie do gustu jej pokręcona logika, niedomówienia i brutalne, krwawe fragmenty, jednak niewątpliwie stanowi dobrą zachętę, by bliżej zapoznać się z dalszą twórczością Michaela Laimo. Mam cichą nadzieję, że polscy wydawcy zdecydują się na zaprezentowanie nam kolejnych jego książek.
PS. W produkcji jest już ekranizacja „Głębi ciemności”