Przyznam, że dotychczas nie miałem styczności z sylwetką pana Porsche. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby się nim zainteresować. I to niezależnie od wiedzy, że był jednym z najistotniejszych inżynierów nazistowskiego przemysłu zbrojeniowego. A szkoda, bo okazuje się, że to dosyć ciekawa postać. Możecie się o tym przekonać w książce Karla Ludvigsena pod tytułem „Ferdinand Porsche. Ulubiony inżynier Hitlera”.
Bohater książki to nie tylko wielki wynalazca, ale i interesujący człowiek. Już od pierwszych stron można odnieść wrażenie, że ten niezwykle pracowity fachowiec, cechował się jakąś niezwykłą radością z życia. Nie bał się eksperymentować, i pracować, i wciąż pracować… Co więcej, swym geniuszem nie przyćmiewał jednak pomysłów innych. Pozwalał się innym rozwijać, pomagał innym realizować ich pomysły, co najwyżej wprowadzając pewne poprawki. Był człowiekiem myśli i czynu – dla niego nie miało znaczenia, dla kogo pracuje. Liczyło się to, aby dokonać przełomu, aby zrealizować kolejny projekt. Być może z tego powodu zdecydował się na współpracę z Adolfem Hitlerem. Co ciekawe, o jego konstruktorski talent walczył również inny dyktator – Józef Stalin. Jedni nie wybaczyli mu współpracy z nazistami. Jednak mimo wszystko trzeba przyznać, że Ferdinand Porsche był jednym z najważniejszych konstruktorów XX stulecia. A efekt jego prac nadal stanowi część naszego codziennego życia.
Książkę czytało się sprawnie, szybko i to pomimo używania przez Autora wielu terminów technicznych, które dla mnie były czystą magią. No cóż – nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, i nigdy nie będę. W lekturze znajdziecie wiele zdjęć i szkiców modeli samochodów czy mechanizmów, które zostały stworzone przez bohatera książki. Grafiki są tak piękne, zawierają w sobie tyle kunsztu, że nie można się nie zachwycić. To istne dzieła sztuki. Przy okazji śmiało można powiedzieć, że pozycja ta stanowi swego rodzaju podręcznik opisujący różnego typu konstrukcje. Pod tym względem to naprawdę świetna pozycja. Za to ogromny plus.
Przy okazji nie można nie zauważyć, że na wszystkich zdjęciach Porsche ma twarz człowieka skromnego skupionego na czymś, tak jakby nie do końca był obecny umysłem podczas robienia zdjęć. W ujęciach, gdy coś naprawiał lub sprawdzał, widać ogromne napięcie, ogromne zaangażowanie. Dosłownie – zazdroszczę mu pasji.
Mnie bardzo spodoba się forma wypowiedzi Autora książki. Widać, że pisząc o Ferdinandzie Porsche, czynił to z ogromną pasją. Pomimo trudnych terminów związanych z mechaniką, nie da się tym znudzić. W każdym zdaniu czuć zachwyt, energię i poczucie radości z tego, o czym pisze. Nie wiem co bardziej Autora fascynowało – Porsche czy jego wynalazki? O tym musicie zdecydować sami.
Dawno nie miałem okazji czytać tak entuzjastycznej książki o drugim człowieku. Tym bardziej, że nie tyle chodzi o zachwyt nad człowiekiem-konstruktorem, co dorobkiem jego myśli i rąk. Nie da się ukryć, że był twórcą nie tylko samochodów dla ludu – volkswagenów, ale i broni niosącej śmierć – samolotów, czołgów czy wozów bojowych. Wiele z jego wynalazków napędzało machinę wojenną Hitlera. Jego dorobek był tak doniosły i tak pożądany przez aliantów, że ci nie ośmielili się postawić wynalazcę przed międzynarodowym trybunałem sądzącym zbrodnie nazistów…
W tekście znajdziecie kilka rzeczy, które będą trudne do zrozumienia z naszej polskiej perspektywy. Po pierwsze – termin „Królestwo Galicji i Lodomerii”. No cóż, to określenie, którym od 1849 roku nazywano ziemie I i III zaboru austriackiego ziem Rzeczypospolitej. Nie ma co się obrażać – to po prostu forma administracyjna. My też – dla zasady – zmieniliśmy, i to nie tak dawno – nazwę obwodu kaliningradzkiego na królewiecki. Ot co – zwykła polityka.
Po drugie – pewne osobistości świata motoryzacyjnego, pracującego na usługach nazistów, ujęte są w cudzysłowie. Autor chciał chyba zasugerować, że osoby te nie były faszystami z zamiłowania, z poglądów – po prostu pracowały dla Hitlera. Zbytnio nie moralizując, odkrywcy różnych wynalazków nie baczą komu służą, tylko czy mają możliwość działania. Tak było już od czasów Archimedesa, i tak będzie aż do końca świata. Ocenę ich postępowania pozostawmy Bogu.
Książka zawiera się na 432 stronach, pogrupowanych w 18 rozdziałów. Moim zdaniem to książka skierowana do każdego czytelnika. Opowiada bowiem nie tylko o sylwetce Porschego, ale również zawiłościach ówczesnej europejskiej sceny motoryzacyjnej. Rzuca ponadto światło na zapomniane lub pomijane w wielu książkach mankamenty mechanizmów politycznych wśród konstruktorów europejskich firm i koncernów technologicznych. Naprawdę warto.
Książka z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl