Czwarta część „Imperium Achaii” – „Virion. Szermierz” jest bardzo dobrym zakończeniem cyklu i jednocześnie wstępem do kolejnego „Szermierz natchniony”. Zamyka bowiem pewien etap w życiu głównego bohatera. Doprowadza sprawę jego oskarżenia, uwięzienia i ucieczki, którą śledziliśmy od pierwszego tomu do końca. Rozwija historię upiorzyc, w tym tajemniczej żony Viriona Niki, Zamku, Zakonu i towarzyszy głównego bohatera. Jednak nie wszystko zostało zakończone.
W „Szermierzu” podobał mi się humor. Poziom podobny jak we wszystkich poprzednich tomach jednak mam wrażenie, że zabawnych scen było trochę więcej. Nie zabrakło również przeciwnie powagi i brutalności, walk oraz intryg. Choć te ostatnie często również sprawiały, że historię czytało się z uśmiechem.
Stopniową zmianę charakteru Viriona śledziliśmy praktycznie od pierwszego tomu. Mocno ujawniła się w trzecim, by już w czwartym spotkać się z tym Virionem, którym miał zostać – czyli Szermierzem Natchnionym. Kimś, kto nie walczy, lecz zabija.
Główny bohater, jego wiecznie nietrzeźwy nauczyciel Horech, żona upiorzyca, Anai i niewolnik Kila dołączają do książęcej rodziny, by dalej bezpiecznie podróżować. Kłamstwa mogłyby łatwo wyjść na jaw, jednak Natrija dostrzega w Virionie swojego rycerza i szybko sprawia, by rodzina przymykała oko na wszelkie odstępstwa od normy.
Ponownie przyglądamy się również działaniom Taidy, która zrobi wszystko by rozwikłać podejrzaną sprawę. Niezwykłym sprytem i przebiegłością zaskakuje czarownica Luna, która po ostatnich przeżyciach patrzy na świat zupełnie nowym okiem.
Wiele osób krytykuje książki z uniwersum Achai za szowinizm. W tym tomie również nie zabraknie fragmentów pisanych jakby dla samej uciechy zboczonego i nieco sadystycznego czytelnika. Jednak wdają mi się tutaj mniej brutalne. Myślę też, że każdy, kto dotarł do tej książki, zna już trochę styl Ziemiańskiego i nie przeszkadza mu to.
Warto jednak dodać, że we wszystkich seriach ze świata Achai przedstawione są naprawdę silne i inteligentne postacie kobiece. Niektóre musiały dużo przejść, by to osiągnąć, nie zapominajmy bowiem, że mamy do czynienia z okrutnym, brutalnym światem.
Nawet słabiutka księżniczkowata Natria, która pojawia się w tym tomie i na początku jest strasznie irytująca, stopniowo nabiera charakteru i staje się wyjątkową postacią.
Podsumowując, uważam „Szermierza” za świetne zakończenie cyklu. Autor pokazał, że może stworzyć rozbudowany świat fantasy z magią i zaciekłą walką na miecze, jednocześnie wchodzący w sci-fi z niezwykłościami nie z tego świata. Wszystkie cykle, choć dzieją się w innym czasie, łączą się ze sobą drobnymi szczegółami i smaczkami, które uważny czytelnik z łatwością wyłapie.