Nareszcie mogłam przeczytać długo oczekiwaną kontynuację fantastycznego Angelfall, książki która wciągnęła mnie w swój świat i spowodowała bardzo rzeczywiste ciarki. Uwielbiam motyw aniołów, a fakt że tutaj anioły to nie grzeczne pierzaste chmurki, tylko bezwzględni mordercy przyciągnął mnie jak magnes. Tom 1 przeczytałam na wdechu, nie mogłam się oderwać, wstrząsnął mną i na długo pozostał w pamięci. W związku z tym miałam ogromne oczekiwania związane z kontynuacją, jednak podobnej fascynacji nie przeżyłam drugi raz. Dlaczego? Przeczytajcie.
Notka wydawcy sugeruje, że naszych bohaterów czeka wiele przygód i będą przeżywać je razem. Tutaj nadeszło moje pierwsze rozczarowanie. Gdzie jest Raffe? Rozumiem, że autorka nie miała na celu zrobienia ze swojego thrillera fantasy jakiegoś ckliwego romansu, ale zminimalizowanie udziału mojego ulubionego anioła w wydarzeniach było nie do przyjęcia! Raffe to najbardziej charakterystyczny bohater, idealnie zarysowany, niebanalny, a do tego z genialnym poczuciem humoru podszytym sarkazmem, który wprost uwielbiam. Niestety musiałam się zadowolić kilkoma epizodami z udziałem anioła i bardzo udanym zakończeniem, które daje nadzieję, że w kolejnym tomie Raffe powróci w pełnej krasie.
O czym więc był tom drugi? Wszystkie działania Penryn dotyczyły poszukiwania, ratowania, pocieszania i próby zrozumienia siostrzyczki - Paige. Autorka popisała się tutaj udanym pomysłem, który mnie zaskoczył i wprawił w niemałe osłupienie. Paige okazuje się niezwykłą dziewczynką, a jej rola w przepychankach z aniołami jest ogromna... Niestety nic więcej nie mogę Wam napisać, by nie psuć (najlepszej w całej historii) niespodzianki. Powiem tylko, że Susan Ee jest skarbnicą niestandardowych pomysłów, nie ogranicza się do znanych nam schematów biblijnych, mało tego - zupełnie je pomija. Stworzyła mroczny, przerażający świat, w którym anioły to rozpustne istoty, przedmiotem działań których są cele polityczne. Ludzie to zwyczajne "małpy", które nie wiadomo po co zasiedlają ziemię i w dodatku ośmielają się walczyć o przetrwanie mimo całkowitego braku szans.
"(...) ma splątane, poplamione krwią włosy.
Krew pokrywa również jej twarz oraz sukienkę
w kwiaty. Czerwień kontrastuje ze szwami na
bladej skórze, przez co (...) przypomina zombie(...)"
Co jeszcze mi się podobało? Postać Penryn, z której autorka nie zrobiła płaczliwej idiotki. Dziewczyna nadal jest odważna, silna i inteligentna. Potrafi myśleć i wyciągać wnioski, mało tego - przewiduje, co może się stać i stara się zapobiegać kłopotom. Poza tym pozostaje współczującą istotą, która pomaga innym mimo, że nie ma już wsparcia w postaci swojego anioła. Przez większość czasu miałam wrażenie, że tylko ona pozostała myślącą ludzką istotą i gdyby nie jej heroizm, wspierany odwagą matki (która jest postacią genialną w swym szaleństwie) żaden człowiek nie zostałby ocalony.
Bardzo podobał mi się też sposób "przemycenia" historii Raffego, mimo że ona sam pojawił się dopiero na końcu (w jakże spektakularny sposób). Żałuję, że nie mogę Wam powiedzieć jak autorka zdradziła jego przeszłość ;)
Podsumowując fabułę: gdyby nie brak mojego ulubionego anioła - byłabym zachwycona.
Jeśli chodzi o sam sposób pisania, powiem Wam, że się trochę wynudziłam... Język powieści jest prosty i zrozumiały, pierwszoosobowa narracja ułatwia zrozumienie przekazu, również retrospekcje nie gmatwały historii - mimo to coś mi nie grało. Książkę czytałam szybko, jednak nie było takiego efektu wow! jak w pierwszym tomie. Nie rozumiem dlaczego, może po głębszym przemyśleniu dojdę do jakiegoś ciekawego wniosku ;)
Podsumowując: to świetna, choć brutalna pozycja dla wszystkich fanów powieści fantasy o zabarwieniu dystopicznym, pasjonatów motywu apokalipsy i thrillerów. Wszyscy ci, którzy nie przepadają za wątkiem romansowym będą zachwyceni, gdyż tutaj go nie znajdą (nad czym ja mocno ubolewam), jednak to czyni z Angelfall lekturę dla wszystkich, bez względu na płeć. Jednak ostrzegam wrażlliwych - nie liczcie na łagodne opisy, książka obfituje w wypadające wnętrzności, krew i okrucieństwo. Powieść przyciąga mrocznym klimatem i niebanalną fabułą, która nie jest oparta na żadnym znanym mi schemacie. To bardzo udany powiew nowości - gwarantuję Wam, że znaczenie słowa "anielski" już nigdy nie będzie miało pozytywnego zabarwienia.
W kwestii formalnej powiem jedno - gratulacje! Filia popisała się składem i korektą: nie znalazłam żadnych błędów, skrótów, dłużyzn, sztuczności, błędów stylistycznych - nie mam się do czego przyczepić. Piękna czytelna czcionka i układ ułatwiający czytanie. Cudna okładka, chyba najlepsza jaką ostatnio widziałam i pasująca do treści wręcz idealnie, wieńczy dzieło i czyni książkę niemal idealną.