Od dziecka jestem fanką „Parku Jurajskiego” i dinozaurów. Filmy z tej serii, zarówno pierwszą trylogię, jak również sequele, oglądałam wielokrotnie i nadal mi się nie znudziły. Kiedy więc dowiedziałam się, że jest książka, w których te stworzenia odgrywają istotną rolę, musiałam po nią sięgnąć. Na okładce możemy przeczytać opinię George’a R.R. Martina, który stwierdził, że „Władcy dinozaurów” to rewelacyjne połączenie „Parku Jurajskiego” z „Grą o tron” i po przeczytaniu pierwszej części trylogii, mogę zgodzić się z tym stwierdzeniem.
Książka rozpoczyna się wojenną bitwą i naprawdę spory problem sprawia połapanie się, o co w tym wszystkich chodzi. Nie dosyć, że nie znamy jeszcze bohaterów, stron konfliktów, miejsc oraz całego przedstawionego świata, nie wiemy również, o co toczy się konflikt. Można poczuć się jak dziecko we mgle, próbując rozeznać się w sytuacji. Przyznam, że nie do końca mi się to udało i choć mniej więcej zrozumiałam, kto jest po której stronie, było to tyko powierzchowne rozeznanie. Na szczęście sytuacja szybko się uspokaja, a my już możemy pomału zaznajamiać się z powieściową rzeczywistością.
„Władcy dinozaurów” przedstawiają świat bardzo podobny do naszego, jednakże wszystko rozgrywa się w innej rzeczywistości. Przede wszystkim powszechne są dinozaury, które nie tylko są dzikimi i niebezpiecznymi stworzeniami, ale również część z nich jest oswojona, hodowana i wykorzystywana przez ludzi do różnych prac, ale także wojen. Najbardziej wartościowymi rycerzami są jeźdźcy dinozaurów, co jednak nie może dziwić. Wyobraźcie sobie, że dosiadając zwykłego wierzchowca, stajecie naprzeciwko olbrzymiego jaszczura, który bez problemu jest w stanie Was stratować. Nad światem, zwanym Rajem, czuwają Stwórcy oraz Szare Anioły, które przedstawione są tutaj jako potężne istotny, które traktują ludzi z pogardą. W ich przeciwieństwie stoją Fae, uznawane za demony.
Powieść jest przeznaczona dla starszych czytelników. Nie brak w niej brutalności, wulgaryzmów czy seksu. Autor nie boi się poruszać trudnych tematów i ze szczegółami opisywać sceny walki. Jak już wspomniałam wcześniej, na początku problem stanowi połapanie się w przedstawionej rzeczywistości, powiązaniach między bohaterami czy panujących obyczajach. Każdy rozdział rozpoczyna się objaśnieniem jednego pojęcia – gatunek danego dinozaura, Stwórcy lub elementy świata. Z jednej strony jest to przydane i ułatwia zorientowanie się w powieści, z drugiej jest to natłok informacji, których i tak nie jesteśmy w stanie przyswoić. Zwłaszcza jeśli chodzi o gatunki dinozaurów, których w książce jest naprawdę sporo. Jako fanka „Jurassic Park”, nie będę ukrywać, że moim ulubionym gatunkiem są filmowe velociraptory, które wprawdzie niewiele mają wspólnego z prawdziwymi istotami, które wiele lat temu żyły na Ziemi, ale i tak podbiły moje serce. Czytając więc „Władców dinozaurów”, za każdym razem, gdy pojawiały się jakiekolwiek raptory, miałam przed oczami właśnie te filmowe. I małe znaczenie miało dla mnie, że opis się zupełnie nie zgadzał.
„Władcy dinozaurów” powinny spodobać się fanom wielkich jaszczurów. Jest ich w powieści naprawdę sporo, stanowią nieodłączny element przedstawionej historii. Szczególnie jeden z nich przypadł mi do serca, allozaur Shiraa. Mimo że w powieści nie pojawia się zbyt często, przyćmiła dla mnie ludzkich bohaterów i to właśnie jej losy interesują mnie najbardziej.