Powinnaś być taka, jak wszyscy. Powinnaś myśleć w ten sam sposób, co wszyscy. Powinnaś ubierać się w to, co noszą wszyscy. Powinnaś mieć takie samo zdanie. Powinnaś nie rzucać się w oczy. Powinnaś schodzić z drogi popularniejszym od siebie. Powinnaś znosić upokorzenia w milczeniu. I nigdy się nie buntować. Witaj w liceum. Zrobimy z twojego życia koszmar.
Każdy w swoim życiu spotyka najróżniejszych ludzi. Wielu z nich pozostaje w nim na dłużej, zmieniając je nie do poznania. I niekoniecznie w dobrym sensie. Wszyscy jesteśmy inni, dlatego mamy zarówno przyjaciół, jak i wrogów. Jednak problem zaczyna się w momencie, gdy wrogowie stają się oprawcami.
Szkolne życie Valerie jest niekończącym się koszmarem. Nie ma dnia, by nie usłyszała gdzieś za plecami szyderczego „siostra śmierć”, nie ma godziny, by ktoś nie przypomniał jej, że jest śmieciem. Dlatego w końcu wyciąga swój czerwony zeszyt i pod wpływem impulsu stwarza listę „Do odstrzału”. A kiedy zaczyna spotykać się z Nickiem, kolejnym ze szkolnych wyrzutków, Val jest pewna, że znalazła swoją bratnią duszę. Spędzają czas na długich rozmowach oraz pomagają sobie nawzajem przetrwać kolejne upokorzenia. I bez przerwy uzupełniają listę. Valerie jest więc przekonana, że tak właśnie wytrwają do końca roku szkolnego. Ale nie ma pojęcia, że Nick traktuje listę poważnie i ma zupełnie inne plany.
Z tym, co wydarzyło się w liceum w Garvin nikt nie potrafi się pogodzić. Bo przecież TE ZŁE RZECZY zawsze dzieją się gdzieś indziej. Słucha się o nich z niedowierzaniem, mówi ze strachem w oczach, opisuje w obszernych artykułach. Ale one zawsze dotyczą kogoś innego. Nie nas.
Dlatego, gdy Nick wyciąga broń i zaczyna strzelać do swoich rówieśników w szkolnej stołówce, nikt nie potrafi zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Kto zawinił? Czy był jakiś sposób, by to przewidzieć? I czy dziewczyna, która stworzyła listę „Do odstrzału” jest współwinna masakrze? Jeśli tak, to czemu ryzykowała życiem, ratując jedną ze swoich prześladowczyń?
Jennifer Brown wprowadza nas w rzeczywistość, która szokuje. I tak naprawdę nie dlatego, bo małoletni chłopak zabija z zimną krwią swoich rówieśników. Owszem, to daje do myślenia, ale jest coś więcej. A więcej wygląda mniej więcej tak: bo to wszystko brzmi znajomo. Przecież znamy takie sytuacje z codziennego życia, z naszego życia. Ci silniejsi, bogatsi, bardziej popularni. Grupa niedojrzałych dzieciaków, która uważa, że mogą wszystko, że są bezkarni. I wykorzystują tą fałszywą świadomość do niszczenia życia innym. Właśnie do tego dochodzi czytelnik podczas czytania książki – że na świecie nie ma szkoły, w której jakaś część uczniów nie jest dyskryminowana. A tym samym – na świecie nie ma szkoły, która nie mogłaby stać się tłem do wydarzeń z „Nienawiści”.
Autorka bardzo szczegółowo opisuje drogę, jaką musi przebyć Valerie po koszmarze w stołówce. Pozwala nam dogłębnie poznać psychikę dziewczyny, jej otoczenie, jej myśli i obawy. Jesteśmy z nią, gdy na nowo próbuje odnaleźć siebie i ogarnąć świat, który spadł jej na głowę. Szpital, policja, powrót do szkoły, w której każdy patrzy na nią albo z lękiem, albo z nienawiścią. Regularne wizyty u psychologa. Rozlatująca się rodzina. I próby odnalezienia odpowiedzi na te najważniejsze pytania. „Jak to się stało? Jak mogłam nie zauważyć, że coś jest nie tak? Co działo się w jego głowie? Co z naszego wspólnego życia było prawdą? Czy Nick był złym człowiekiem, czy po prostu nie dał sobie rady? Kim właściwie był chłopiec, którego kochałam?”
Bardzo podobało mi się to, że Jennifer pozwala nam na częściowe poznanie byłych stręczycieli Valerie. Nie są oni tylko pustymi imionami, które były potrzebne, by poprowadzić fabułę. Dowiadujemy się trochę o zastrzelonych nastolatkach i możemy też zobaczyć, jak strzelanina wpłynęła na życie „szczęściarzy”, którzy wyszli z niej cało. W tej książce nic nie jest po prostu czarne czy białe, tak samo, jak ludzie nie są po prostu źli lub dobrzy.
„Nienawiść” to książka o życiu. Nie o czymś, co rozgrywa się w innym świecie, w innej rzeczywistości. Nie o czymś, co ma prawo wydarzyć się jedynie w powieści fantasy lub science fiction. Akcja tej książki mogłaby rozegrać się w każdej przeciętnej szkole i właśnie to próbuje przekazać nam autorka. Że czasem warto się zatrzymać i zastanowić nad tym, co robimy. Że czasem trzeba zareagować, zanim dojdzie do tragedii. Że mamy tylko jedno życie i nie powinniśmy tak lekkomyślnie ryzykować jego utratą. Bo nienawiść odbiera zdrowy rozsądek i nie każdy potrafi się w porę opamiętać.
Jeśli chodzi o styl pisania i sposób prowadzenia fabuły, jest on typowy dla powieści młodzieżowych. Język nie powala i nie znajdziemy tu wyjątkowo głębokich przemyśleń rodem z „Cienia wiatru”, ale właśnie dzięki prostocie książkę tę połyka się praktycznie w całości. Wiele rozdziałów rozpoczyna się wycinkiem jakiegoś artykułu traktującego o okolicznościach strzelaniny, co dodatkowo wzmaga ciekawość, a czytelnik ma okazję przekonać się, jak bardzo różni się prawdziwa rzeczywistość od tej, którą kreują media.
„ Wiesz co, to nic złego, że ktoś ci czasem da fory – powiedział nagle poważniejąc. - Nie zawsze musimy przegrywać. Inni mogą chcieć, żebyśmy się tak czuli, ale nie jesteśmy ofiarami. Czasem i nam zdarza się wygrać.”
To historia opowiadająca o tym, jak „dziewczyna, która nienawidzi wszystkich” uczy się wybaczać innym, a przede wszystkim samej sobie.