O ochronie, a właściwie o obronie kobiet powstało na pewno już wiele tytułów. Jedne zachęcają do zapoznania się z wyszukanym stylem walki, inne do szybkiej ucieczki, jeszcze inne do wykorzystywania wszystkiego co mamy pod ręką, w celu ratowania życia. Tak jest w przypadku „Samoobrony Kobiet”, książki napisanej przez trzech speców, szczegółowo obeznanych w tym temacie – Jurgena Hollera, Axela Maluscheka oraz Stefana Reinischa. Panowie postanowili podzielić się z nami swoją wiedzą , spostrzeżeniami i umiejętnościami, aby chociaż w małym stopniu przybliżyć sposoby uniknięcia oraz zaprzestania napaści.
Czy wam zdarzyło się kiedyś być ofiarą zaczepek, impertynencji czy próby wyłudzenia? Sądzę, że przynajmniej raz w życiu doszło do takiej sytuacji. Sama parę zaliczyłam. Nie ważne czy dziewczyna jest gruba czy chuda, ma kształtną figurę, czy też wręcz przeciwnie, jej twarz kojarzy się z aniołem bądź gnomem – może zostać napadnięta w każdej chwili.
I co wtedy? Jak się bronić? Czy łatwo o atak ?
Wystarczy nocą samej wracać z pracy – piątek, godzina druga w nocy, wszędzie cicho i strasznie ciemno, pomimo światła latarni. Do domu jakieś dziesięć minut autobusem. Przystanek. Oczekiwanie na nocny przejazd – zawsze opóźniony, choć ulice puste. Spojrzenie na zegarek – jeszcze tylko trzy minuty. Co może wydarzyć się w tak krótkim czasie? Wiele. Może do mnie bądź do ciebie podejść, jakiś pijany mężczyzna, słusznej postury, który obierze nas na swoją ofiarę. Stoisz spokojnie i nagle czujesz, że ktoś się z tyłu o ciebie ociera. Odskakujesz przestraszona. Spoglądasz, a tu uśmiechnięty pijak wyciąga do ciebie ręce. Ogarnia cię paraliż. Co robić?
Szczęśliwie podjeżdża autobus. O dziwo dziś się nie spóźnia.
W tej sytuacji, która przydarzyła mi się jakiś czas temu, zaważył szczęśliwy zbieg okoliczności, w postaci szybkiego przyjazdu mojego środka transportu. Co mogłoby się stać, gdyby było tak, a nie inaczej? Podejrzewam, że nie byłoby zbyt przyjemnie.
Podstawowy błąd – samotna podróż w nocy. Zawsze poruszajcie się przynajmniej w dwuosobowej grupce. Po drugie paraliż – trzeba wyzbyć się tego nagłego ataku paniki i zacząć logicznie myśleć, jakby się tu bronić. Po trzecie – środki samoobrony. Trzeba mieć przy sobie przynajmniej gaz pieprzowy, dezodorant, którym można prysnąć w oczy.
Niby wszystkie te aspekty są logiczne, a jednak w chwili zagrożenia, całkowicie o nich zapominamy.
O tym, jak kontrolować nasz umysł, nastawić go na logiczne myślenie, mówi „Samoobrona kobiet”.
Książka jest podzielona na dwie główne części: Ramowe warunki obrony własnej oraz Praktyka. Do tego są załączone aneksy wskazujące nam inne przydatne lektury, placówki znajdujące się na terenie naszego kraju, do których warto udać się po pomoc oraz punkty, którymi powinnyśmy się kierować przy wyborze kursu samoobrony.
Autorzy na samym wstępie wyjaśniają nam po co powstała ich książka, traktująca o problemie, na temat którego powstało już wiele pozycji. Mówią nam oni, iż pragną przedstawić nowy punkt widzenia, na samoobronę kobiet – są nastawieni, na cel, nie zaś na technikę. Ich zdaniem kursy przygotowujące nas do starcia z atakującym „powinny wyrobić psychiczne nastawienie oraz umiejętność dostrzegania i wykorzystywania słabości napastnika”.
Opisywaną książkę można więc potraktować, jako podręcznik dla instruktorów oraz zachętę dla każdej z nas do odbycia kursu.
Czy autorom w pełni udało się przedstawić swój punkt widzenia?
Moim zdaniem tak. W sposób przystępny, dla każdej przeciętnej kobiety wyjaśniają, jak się bronić. Pomagają w tym zdecydowanie zdjęcia pokazujące, jak powinien wyglądać dany ruch, bądź sekwencja. Pisarze nie nastawiają nas na poznawanie niesamowicie trudnych stylów walk, nie każą być drugim Chuckiem Norrisem. Wręcz przeciwnie. Poprzez swoją książkę pokazują nam, jak wykorzystać rzeczy codziennego użytku : jesteś atakowana w domu – użyj popielniczki, szklanki czy pilota. Otwierasz drzwi – wykorzystaj kluczki. Może rozmawiasz przez telefon? On też sprawdza się jako świetna broń!
Oprócz obrony twarzą w twarz, autorzy ukazują nam aspekty prawne – co robić zaraz po napaści? Co, gdy to sprawca chce złożyć na nas doniesienie? Co się stanie, gdy poniosą nas emocje i wyrządzimy większą szkodę niż powinniśmy?
W książce odnajdziemy odpowiedzi na te pytania.
Swoją opowieść, o tym jak się bronić – używam tego słowa, gdyż ten swoisty podręcznik, czytało się lekko i przyjemnie, jak dobrą historię. – twórcy rozpoczynają od wyjaśnienia nam pojęcia przemocy. Czym właściwie ona jest? Czy to tylko napaść fizyczna? O tuż nie. Przemoc to coś więcej. Tak więc co?
To „ wywieranie wpływu na proces myślowy, zachowanie lub stan fizyczny osoby bez jej przyzwolenia.”
W pojęciu tym mieszczą się wspomniane już napaści natury fizycznej ( pobicia, okaleczenia), seksualnej ( molestowanie, napastowanie), psychicznej( wyzwiska, krzyki, zaniżanie samooceny) , groźby określonych działań czy przymusowe pozbawienie wolności.
Jak zapobiec przemocy? Jak się przed nią bronić?
Nic nie pomoże nam tak, jak stawianie oporu, zaprzestanie stawiania się z roli biernej ofiary – jeśli postawimy się oprawcy będzie naprawdę zaskoczony.
Jak postawić się napastnikowi?
Autorzy udzielają nam wielu rad, jednak najważniejszą wg nich , tą której nie da się ominąć, bez której nic nam nie pomoże, jest praktyka. Najlepiej w postaci kursu samoobrony.
Zdjęcia oraz opisy zamieszczone w tej pozycji, są na tyle wyraziste, że spokojnie możemy odtworzyć sytuacje, które prezentują, we własnym domu.
Czy są one proste? Czy łatwo obudzić w sobie potrzebny iloraz agresji i zacięcia, potrzebny do obrony?
Z własnego doświadczenia( po przeczytaniu, oczywiście wypróbowałam zalecane instrukcje) twierdzę, że jest to początkowo sprawa dość trudna. Na wstępie człowiek czuje się głupio i śmiesznie, wykonuje nieporadne ruchy, wygłupia się. Co jest potrzebne, aby naprawdę zacząć się bronić?
Odpowiednia reakcja partnera – tak, jak mówią autorzy musi on wzbudzić w nas pewną dozę agresji. Wtedy zaczniemy walczyć zażarcie, nasze zabiegi utrwalą w nas pewne określone zachowania, dzięki czemu przy prawdziwym ataku z automatu będziemy się bronić.
Mężczyźni, którzy przygotowali opisywaną książkę mówią, iż na wstępie szkolenia starają się wzbudzić agresję u uczennic, każą im gryźć, drapać, wydłubywać oczy… robić wszystko co pomoże im przeżyć atak.
To co bardzo podoba mi się w książce to styl – jednocześnie luźny i pouczający. Utrzymuje nas w napięciu i skupieniu, aby co jakiś czas rozładować napięcie śmieszną uwagą.
Za ciekawe i zmuszające do ciągłej uwagi w codziennym życiu, uważam przytaczane przez autorów sytuacje pewnych kobiet, które przydarzyły się naprawdę. Są to historie dające wiele do myślenia, każące przemyśleć nasze własne zachowania i reakcje.
Nie byłabym sobą, gdybym nie skupiła się na okładce i całej oprawie graficznej.
Na pierwszy rzut oka przyciąga wzrok zastosowaniem kontrastu szarości oraz wyraźnego, bijącego po oczach żółtego tytułu. Potem skupiłam się na kobiecie wykonującej wymach nogą, ręce zaciśnięte w pięści i ta agresja na twarzy – można się przestraszyć. Moim zdaniem wykonanie okładki, jak najbardziej trafione.
Następnie udajemy się do wnętrza książki. Grube kartki, dość duża, czytelna czcionka, wyraźne ilustracje oraz dobór kolorów, sprawiają, że czytanie pozycji to czysta przyjemność. To co mnie nie przypadło do gustu to śliskie strony, które trudno czyta się przy sztucznym świetle.
Książka bardzo przypadła mi do gustu – polecam ją trenerom samoobrony oraz wszystkim kobietom i dziewczynom – naprawdę, nie znacie dnia ani godziny, kiedy jakiś napastnik uzna was za dobrą ofiarę.
Sięgnijcie po tę książkę – może skłoni was do kursu? Sprawi, że będziecie lepiej dbały o swoje bezpieczeństwo? W najgorszym razie sprawi, że będziecie czujniejsze na pustej, ciemnej drodze. Nic nie stracicie na jej przeczytaniu – mi jej pochłonięcie zajęło jakieś dwie godziny.
Pozycję oceniam, jako wartą przeczytania i polecenia innym kobietom.