W tym roku przeczytałem kilka książek debiutantów. Nie było ich wiele i - jak to zwykle, gdy ma się do czynienia z tymi, którzy dopiero stoją u progu pisarskiej kariery - bywa różnie. Na przykład wciąż czuję niesmak po
"Eksperymencie" Grzegorza Kopca, natomiast na wspomnienie "Choć ze mną" Konrada Możdżenia, nadal mam dreszcze. Dwie skrajności. Można nawet powiedzieć: dwa bieguny. Ze zbiorami opowiadań jest nieco inaczej, mając za sobą kilkadziesiąt przeczytanych tomów i tomików, zarówno opracowań zbiorczych, jak i prac jednego Autora, moje ogólne wrażenia wisiały zwykle pomiędzy zachwytem, a chęcią podpalenia książki. 😁
"Otwieram oczy", to jednak zbiór wyjątkowy, jakościowo mocno wyróżniający się na tle innych, które miałem okazję przeczytać. Historie są tylko cztery, ale odpowiednio długie, aby zaangażować się w losy bohaterów. A o czym są te opowieści? Tak pokrótce, aby zbyt wiele nie zdradzić, a trochę zajawić..."Zaćmienie", jest o mężczyźnie, który wspomina swe niezbyt szczęśliwe dzieciństwo. To historia raczej smutna niż straszna, ale elementy grozy, jak najbardziej są. "Sąsiadka", to z kolei opowieść o młodej parze, która po tym jak wprowadza się do nowego mieszkania, zaczyna doświadczać niewybrednych "psikusów" ze strony zwariowanej sąsiadki. Napięcie narasta, a uciążliwa kobieta momentami zachowuje się jak opętana... Ok, jedźmy dalej. Tytułowe "Otwieram oczy", to z kolei historia o rozliczeniu przeszłości i poznaniu siebie, a w tle diabeł i czarownica. 😉 Tomik zamyka "Kula", jedyne opowiadanie, o którym mógłbym powiedzieć: "w duchu Stephena Kinga". A przynajmniej taki ma początek. Pięćdziesięcioletnia Ewa podczas prac w ogrodzie dostrzega, wiszącą nad ziemią, dziwną pomarańczową kulę. Potem traci przytomność, a po jej odzyskaniu nie jest już pewna czy to, czego była świadkiem wydarzyło się naprawdę, czy było jedynie jakimś zwidem. Zaczyna więc szukać informacji w sieci i znajduje. Na jednym z forum od dłuższego czasu trwa dyskusja ludzi, którzy tak jak Ewa widzieli pomarańczową kulę. Większość z nich, po 18 dniach od incydentu, popełniło samobójstwa.
Jeśli spodziewacie się hektolitrów krwi, potworów wyjętych wprost z tyłka Lovcrafta czy demonów okopconych nad piekielnym ogniskiem, to nie, to nie tu. Zły adres panie i panowie, musicie szukać dalej. Groza Szymona Majcherowicza jest bardziej subtelna - niczym pociągnięcia pędzla tworzące tło obrazu. To groza, która nie wali po pysku, czasem spoliczkuje, ale nic ponad to. Teksty zawarte w tomie "Otwieram oczy", to przede wszystkim studium psychologiczne bohaterów - jak na teksty grozy bardzo złożonych. Właściwie, w tej książce to ludzie są na pierwszym miejscu, a nie historie, które tworzą. W samych tekstach przewijają się wątki samotności, straty, porzuceniu, rodzącego się obłędu i grozy - owszem - ale tej, która drzemie w każdym z nas. Na szczęście dla większości, przez całe życie, ta groza pozostaje uśpiona. Bohaterowie Majcherowicza jednak mają tego pecha, że ich - przez sploty przeróżnych wydarzeń - została zbudzona. No i robi się niefajnie, przede wszystkim dla nich samych.
Opowieści zawarte w zbiorze "Otwieram oczy" są niezwykle dojrzałe, napisane świetnym, plastycznym językiem, który wchodzi do głowy i szarpie neurony. I gdyby nie kilka przydługich fragmentów, które są przywarą niemal wszystkich debiutantów, nigdy nie pomyślałbym, że mam do czynienia z pierwszą książką Autora. Szymon Majcherowicz stworzył cztery niejednoznaczne, mroczne i mocno niepokojące historie, które czyta się jednym tchem i można je śmiało polecić każdemu miłośnikowi grozy i dobrej prozy (co też z tego miejsca niniejszym czynię). Mam nadzieję, że Autor nie skończy swojej pisarskiej przygody na jednym tytule. Trzymam za to kciuki, a Wam radzę zapamiętać nazwisko Majcherowicz i koniecznie sięgnąć po "Otwieram oczy".
© by
MROCZNE STRONY | 2021