Wydawałoby się, że z motywem Kopciuszka w literaturze i filmie nie można już zrobić nic nowego. A jednak Marissa Meyer w swojej debiutanckiej powieści wyprowadza nas z tego błędu, umieszczając akcję "Sagi księżycowej. Cinder" w futurystycznym Nowym Pekinie, lata po IV wojnie światowej.
Zła macocha i dwie przyrodnie siostry to nie wszystko, co musi znosić nowa wersja kopciuszka. W świecie, gdzie androidy towarzyszą ludziom w codziennym życiu, a świat idzie z postępem, Cinder jest wynaturzeniem. Takim człowiekiem nie-do-końca, bo zaledwie w 64%. Jest cyborgiem, z elektronicznym mózgiem, okablowaniem i metalowymi częściami ciała. Nic więc dziwnego, że świetnie sprawdza się jako mechanik. Kiedy do jej warsztatu przybywa młody książę Kai, życie Cinder zostaje wywrócone do góry nogami. Nie tylko zaczyna lubić towarzystwo księcia (bo czy cyborg może się zakochać?), ale zostaje również wplątana w ogromny, międzygalaktyczny konflikt z okrutną królową Levaną. Jeden fałszywy ruch i cała Ziemia może odczuć skutki gniewu lunarskiej władczyni. Na domiar złego śmiertelne żniwo zbiera również choroba dziesiątkująca mieszkańców planety. Na letumosis umiera coraz więcej ludzi, a kiedy jedna z przyrodnich sióstr Cinder zostaje zarażona, zła macocha wysyła swoją podopieczną na badania w poszukiwaniu antidotum. Problem w tym, że stamtąd się już nie wraca...
Osadzenie swojej historii w futurystycznej scenerii pozwala spojrzeć na oklepany motyw Kopciuszka zupełnie na nowo. Czytelnik widzi podobieństwa, doszukuje się ich, ale przy tym nie ma poczucia wtórności, nie myśli, że to już przecież było. Wizja świata przyszłości zaproponowana przez Meyer jest oryginalna i bardzo wciągająca. Ogromnym atutem są świetnie zarysowani bohaterowie. Mocni i wyraziści, przeżywający emocje, odważni i inteligentni. Nawet jeden mały android Iko, przyjaciółka Cinder ukazany jest w wyśmienity sposób. Z poczuciem humoru, a przede wszystkim – z dystansem do siebie. Jedynie postać złej królowej Levany, która miała szansę stać się najmocniejszym punktem w całej książce, została niepotrzebnie spłaszczona. Niewątpliwie tkwi w niej wielki potencjał, jednak autorka przedstawiła czarny charakter w sposób bardzo jednowymiarowy i czarno-biały.
Wiele można też zarzucić samej akcji. Bardzo przewidywalna i choć widoczne są próby zaskoczenia czytelnika to jednak zakończenia można się domyślić już w połowie. Jedna mała informacja i już wiemy, w którą stronę pójdzie akcja oraz jak Marissa Meyer zakończy pierwszą część "Sagi księżycowej". Bardziej wymagającego czytelnika będzie to irytować, ta niemożność domyślania się dalszej części i brak elementu zaskoczenia na końcu. To niestety nie wszystko. Autorka poskąpiła swoim czytelnikom obrazu futurystycznego świata, który stanowił przecież sedno całej powieści. O rzeczywistości, w jakiej żyją bohaterowie dowiadujemy się tylko ze strzępków ich rozmów, opisy są bardzo ubogie. Z jednej strony jest to atut, bo dzięki przewadze dialogów akcja zyskuje na dynamiczności, z drugiej jednak po książce osadzonej w dalekiej przyszłości można było spodziewać się więcej opisów nowego, intrygującego świata, w którym rządzi elektronika.
Krytycznie odnoszę się do tej książki, ale na przekór wielu istotnym wadom, na które ciężko przymknąć oko, "Cinder" czyta się cudownie. Świat wykreowany przez autorkę wciąga, a prosty język, zupełnie niezdominowany przez nowatorskie nazwy (czego znów można by oczekiwać po dalekiej przyszłości), sprawia, że płyniemy przez kolejne rozdziały. Całość wbrew pozorom wypada naprawdę nieźle, a Saga księżycowa ma szansę stać się młodzieżowym hitem. Lekkie, niewymagające czytadło, z ciekawą fabułą, futurystyczną wizją nowego świata i fantastycznymi bohaterami gwarantuje świetną rozrywkę i jest doskonałym materiałem na filmowy scenariusz.