Te słowa rozpoczynają książkę "Anioł" Cliff McNish opowiadającą o dziewczynie, która w wieku ośmiu lat po raz pierwszy spotkała anioła. To spotkanie nie przyniosło raczej nic dobrego, gdyż dziewczynka była zafascynowana skrzydlatą postacią do tego stopnia, że spędziła wiele lat w szpitalu psychiatrycznym. Lekarze, którzy się nią opiekowali stracili nadzieję na jej powrót do zdrowia, jednak ona cudem powróciła. Poznajemy ją na nowo, gdy jako czternastoletnia dziewczyna próbuję zaaklimatyzować się w nowej szkole. Zaprzyjaźnia się z grupką popularnych dziewczyn pod przewodnictwem Amy i jednocześnie walczy z nawrotem choroby, gdyż zdarza jej się jeszcze widywać anioły. Tym razem nie jest to piękny anioł, jak z obrazka, lecz oszpecony czarny Anioł - Mestraal. W dodatku w jej szkole zjawia się nowa dziewczyna. Stephani przez to, że nie miała nigdy dużego kontaktu z rówieśnikami, w oka mgnieniu staje się obiektem żartów nowych kolegów, a zwłaszcza Amy. Na domiar złego dziewczyna jest aż do przesady miłośniczką aniołów i swoją pasjom nęka Freye.
Pierwszą ważną rzeczą, na którą muszę zwrócić uwagę są beznadziejni bohaterowie i to zarówno Ci pierwszo, jak i drugoplanowi. Główną bohaterką oczywiście jest Freya, która nie ma w sobie żadnej cechy, którą mogłaby wzbudzić we mnie sympatię. Zachowuję się często tchórzliwie, egoistycznie i irracjonalnie. Jednak to nie ona jest najgorsza! Stephani jest chyba najbardziej irytującą postacią literacką z jaką miałam do czynienia. Przez znaczną cześć książki zachowuję się, jak chora umysłowo; płacze, wybiega ze szkoły nawołując anioła, aby jej pomógł, odprawia rytuały, a przy tym dramatyzuje nieustannie. W sumie chyba jedyną postaciom, które da się zdzierżyć jest Luke. On przynajmniej martwi się o chorego ojca, pomaga siostrze nie popadać w skrajność oraz stara się ochronić młodszego kolegę przed pobiciem.
Plusem "Anioła" jest łatwość czytania. Przeczytałam książkę w jeden wieczór. Może i nie była to dla mnie przyjemna lektura, jednak przynajmniej szybka. Styl właściwie też całkiem nie zły, oprócz dialogów, które sprawiały, że skóra mi cierpła. Były tak niesamowicie patetyczna i łzawe. Przytoczę wam cytat liściku, który Stephani napisała do Freyi to może zrozumiecie co mam na myśli:
"Będę przy Tobie trwać, Freyo Harrison. Krocz śmiało, bo ja będę iść przed Tobą. Podążam za Tobą i widzę każdy Twój krok. Jeśli się potkniesz, podniosę Cię. Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Kiedy inni Cię zawiodą, ja będę na Ciebie czekać. Anioły sięgają w mrok. Rękami i skrzydłami obejmują Twoje serce."
Dobrze skoro poruszyłam już wszystko co mnie drażniło w książce to najwyższy czas przejść do zalet. Przede wszystkim muszę przyznać, że autor poruszył tu wiele bardzo istotnych problemów. Odbieram motyw przewodni "Anioła" jako naukę miłości do bliźniego. Książka pokazuje nam, jak często bywamy wobec siebie okrutni i obojętni oraz jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. W książce spotykamy się ze znęcaniem zarówno psychicznym, jak i fizycznym, a ofiarami i oprawcami są tu zarówno chłopcy, jak i dziewczyny.
Czas na najważniejsze pytanie: polecam, czy nie polecam? I tu pojawia się problem, bo muszę być z wami szczera, więc postaram się to ująć najuczciwiej, jak potrafię. Książka absolutnie mi się nie podobała. Uwielbiam książki o tematyce anielskiej i przez to spodziewałam się czegoś dobrego. Z drugiej jednak strony nie jestem prawidłowym odbiorą tej książki. Ona jest skierowana do młodszych czytelników, więc to właśnie im polecam, a wszystkim pełnoletnim odradza. Wyjątek stanowią również miłośnicy tematyki anielskiej, którzy z pewnością nie przegapią tej pozycji.
" - Nie wstydzę się swojej wiary w anioły. - Spróbowała jeszcze raz wysokim łamiącym się głosem, rozpaczliwie usiłując zebrać myśli. - Anioły występują we wszystkich religijnych pismach; nie tylko w Biblii, także w tekstach islamu, buddyzmu, wszystkich wielkich religii. Ich opisy znajdują się w hebrajskich apokryfach i pseudoepigrafach. Są tak piękne, że przyprawiają o ból serca."