Poszukiwałem książek Sztaudyngera od dłuższego czasu, no i dostałem pod choinkę gruby tom jego utworów, zaraz więc rzuciłem się do lektury. Trzeba powiedzieć, że jest Sztaudynger obok Leca, chyba najwybitniejszym twórcą krótkich form po wojnie, przy czym Lec tworzył aforyzmy, Sztaudynger zaś fraszki; nie miał złudzeń co do wartości własnej twórczości:
„Rodzaj pisarza
Fraszkopisarz to taki jest rodzaj pisarza,
Którego za pisarza ni pies nie uważa.”
Przesadna skromność! Lepszy wspaniały fraszkopisarz od średniego poety, a był Sztaudynger fraszkopisarzem znamienitym.
Bodaj największą część tego pokaźnego zbioru stanowią impresje na temat stosunków damsko-męskich. Tutaj autor jest wielkim tradycjonalistą, mężczyzna ma zdobywać i wciąż być gotowym, a kobieta dawać. Sporo tam fraszek o męskiej jurności, cnocie i dziewictwie, po pewnym czasie ich lektura zaczyna męczyć, wręcz zniesmaczać. Jakieś to wszystko mocno jednostronne i niedzisiejsze jest niestety. Weźmy na przykład taką fraszkę:
„Jak uczcić kobietę
Im mniej okażesz niestety,
Szacunku dla kobiety,
Tym bardziej ona
Czuje się uczczona.”
No więc nie, tak teraz to nie wygląda. Dlatego nie zgadzam się z Tadeuszem Nyczkiem, który w posłowiu do książki pisze, że w erotycznych fraszkach jest: „zapomniany blask czułości, dobroci, niemal dziewiętnastowiecznej delikatności.”
Z drugiej strony trudno się nie zachwycać mistrzostwem językowym, zwięzłością, celnością spostrzeżeń, zresztą parę fraszek weszło do języka potocznego, na przykład:
„Pouczenie
Nie da ci ojciec, nie da ci matka
Tego, co może dać ci sąsiadka.”
Albo:
„Apel (III)
Myjcie się dziewczyny,
Nie znacie dnia ani godziny.”
A mistrzostwo językowe widać na przykład w tym utworze:
„Rześki staruszek
Na stare lata
Na młode lata.”
Są też fraszki bardziej krytyczne, wręcz satyryczne, na przykład:
„***
Polska A Polsce B
Każe się całować w D.”
Albo:
„Kalkulatorzy
Z niejednego znać oblicza,
Że nie myśli, lecz oblicza.”
Mógłbym tak cytować bez końca, to z pewnością poprawiająca humor lektura, chociaż znajdziemy też sporo fraszek melancholijnych, zwłaszcza pisanych w jesieni życia.
Czytamy w nocie redakcyjnej, że „Tom niniejszy zawiera łącznie 2159 utworów i stanowi najpełniejsze jak dotąd wydanie fraszek Jana Sztaudyngera.” Super, ale ja jeszcze znam parę utworów, których tu nie znalazłem, może już czas na wydanie fraszek wszystkich?
Książka jest słabo wydana, nie ma spisu ani indeksu wierszy, szkoda.