Po książkę Mentzela sięgnąłem zafrapowany tytułem i rzeczywiście, rzecz cała zaczyna się bardzo ambitnie. Oto pisze autor we wstępie, że brakuje obecnie w Polsce powieści mówiącej prawdę o naszej rzeczywistości i pyta gdzie jej szukać. A potem już jest gorzej. Dostajemy bowiem zbiór esejów czy szkiców z ostatnich kilkudziesięciu lat; opowiadają one o tematach mocno obecnie przebrzmiałych. Przykłady: daje odpór Mentzel atakowi głośnego niegdyś krytyka Artura Sandauera na film Marczewskiego ' Dreszcze'. Dalej, rozprawia się z krytykiem Łapińskim posądzającym Zbigniewa Herberta o pisanie wierszy socrealistycznych. I jeszcze jest tekst Andrzeju Brychcie, kiedyś bardzo znanym a teraz słusznie zapomnianym prozaiku; znajdziemy takich esejów więcej. No przepraszam, to są sprawy, przebrzmiałe, mało ciekawe, interesujące jedynie specjalistów.
Muszę powiedzieć, że znalazłem też w książce eseje ciekawe. I tak wrócił autor po latach do 'Małej Apokalipsy' Konwickiego, która w czasie gdy się ukazała (lata 70.) wzbudziła sensację i uchodziła za dzieło wybitne. Teraz wygląda to inaczej, widzi Mentzel wyraźnie słabość Konwickiego, opisuje cechę jego prozy, którą nazywa 'farmazonem eschatologicznym'. Tu cytat: „Farmazon eschatologiczny to tworzenie pozorów, że o sprawach zasadniczych, zarówno dla człowieka pojedynczego, jak i dla całego narodu, mówi się w sposób głęboki i bardzo serio, podczas gdy naprawdę robi się to niepoważnie i płytko.” No właśnie, to mi zawsze uwierało u Konwickiego, bo frazy typu „Oto nadciąga koniec świata. Kończy się moje życie. Kotlet z białka i kosmicznego pyłu”, których pełno w jego książkach, mają uchodzić za głębokie, a są w gruncie rzeczy dęte. Tu pokazał Mentzel pazur krytyka. Niestety, mało takich głębokich rzeczy w książce jest, przeważają treści nudne.
Zaś najważniejszy esej, który dał tytuł książce, znajduje się na samym końcu. Pisze w nim Mentzel o potrzebie powieści, która przedstawi polską rzeczywistość panoramicznie, z różnych punktów widzenia. Daje za przykład 'Ojców i dzieci' Turgieniewa, gdzie przedstawiono konflikt młodych ze starymi, nihilistów z konserwatystami. no cóż, dwa razy przymierzałem się do tej książki i odpadłem. Mamy jeszcze rozważania o 'Przedwiośniu' Żeromskiego i o tym, że współczesna proza idzie śladami polityków i się polaryzuje. I tak za sztandarową powieść polskiej prawicy uchodzi 'Dolina nicości' Wildsteina, ale pisze autor, że w niej wszystkie role są rozpisane, od razu wiadomo kto szlachetny a kto łajdak, mało to ciekawe. Myślę jednak, że książka jest warta przeczytania.
Uderza tęsknota autora za wielką powieścią, która przedstawi panoramę sytuacji polskiej, ale może czasy takich powieści już przebrzmiały, może warto pochylić się nad autorami średniego pokolenia, którzy też ciekawie piszą o naszym kraju, chociażby nad Dorotą Masłowską, Łukaszem Orbitowskim czy Jakubem Żulczykiem, niestety nie ma o nich w książce ni słowa.
Wrażenia z lektury mam zatem mocno mieszane.