Od początku dałam się wciągnąć w pułapkę. Patrząc na okładkę, nie bardzo wiedziałam, co jest tytułem, a co podtytułem, dopiero opis wydawcy podpowiedział, że to cykl opowieści o komisarzu Sergu Olovskim. Cykl opowieści podświadomie odebrałam jako powieść, bo nigdzie nie zostało wskazane inaczej, tymczasem książka zawiera dwa opowiadania: krótsze pt. „Dom z ogrodem tanio sprzedam” i dłuższe zatytułowane „Świąteczne porządki Genevieve Hibou”. Opowiadania łączy miejsce akcji – La Ferte, malownicze i senne pikardyjskie miasteczko, oraz główne postaci: wspomniany wcześniej komisarz oraz Ewa Wolny – Polka mieszkająca we Francji, która towarzyszy Olovskiemu przy rozwiązywaniu zagadek kryminalnych.
Veinard zdecydowała się przedstawić Francję w nieco chłodniejszej tonacji, niż zwykło się ją sobie wyobrażać, bowiem akcja dzieje się podczas deszczowych i mroźnych miesięcy. Pikardia jest wówczas rozdeszczona, z ciężkimi chmurami nad głową i poszarpana wietrznymi gonitwami, czyli zwyczajnie nieprzyjazna pogodowo. Ponadto Veinard chłód francuskiej jesieni i ziąb zimowych dni wprowadziła też do wnętrz, bo kominki, przy których próbują ogrzać się bohaterowie, często nie dają wystarczająco ciepła, więc i Olovski, i Wolny wspomagają się rozmaitymi (nie tylko) francuskimi trunkami. Słotna aura potęguje tylko ospałą atmosferę panującą w miasteczku zamieszkałym głównie przez zamożnych starszych ludzi. Obserwujemy więc, jak emeryt Olovski drepcze wolniutko na trasie dom – Intermarche, a ponieważ w drodze powrotnej tej maratońskiej eskapady zaczyna mu doskwierać kolano, więc godnego odpoczynku zażywa przy kieliszku wina. Bo i też do czego się tu spieszyć? Obserwujemy i słuchamy, jak postępują prace budowlane w ogrodzie sąsiadki. Słuchamy, bo budowlańcy będąc miłośnikami nostalgicznej stacji radiowej, pozwalają wszem i wobec cieszyć się jej donośnymi muzycznymi wdziękami.
Staruszek Olovski został zarysowany wyraźniej niż pozostałe książkowe postaci. Veinard odsłoniła nieco jego życia prywatnego i kariery zawodowej, jednak najpocieszniejsze wydają się dziwactwa ekspolicjanta, jak codzienny monitoring sąsiedzki prowadzony z miejsca, gdzie sam „Król Słońce” piechotą chadzał czy oryginalne zwyczaje modowe. Komisarz, choć w niektórych momentach rozbrajająco nieporadny, to mimo wieku wciąż z niezmącenie krystaliczną dedukcją podchodzi do analizy faktów, w czym pomocą służy mu Ewa Wolny, a właściwie rozmowy z nią. Te autorka przystroiła nieporozumieniami językowymi (bo francuski i polski wykazują jednak więcej różnic niż podobieństw) i barwnymi ripostami. Ponieważ Ewa wykonuje prace domowe dla miejscowych, gdzie zwykle jako gosposia usłyszy to i owo, więc jest chodzącym sezamem ploteczek, z których szczodrze czerpie komisarz, by po umiejętnym odsianiu ziarna od plew dojść do trafnych konkluzji.
Jak widzicie, akcja może nie galopuje, nie ma w niej ekstremalnych wybuchów i skrajnych zwrotów, ale autorka potrafi zainteresować. Tu rzuci drobnym szczególikiem kryminalnym, tam wystylizuje wnętrze porcelaną z Limoges czy też żartobliwie podanym faktem, przez co uzyskuje efekt fabuły nieprzeładowanej nadmiarem zdarzeń, wśród których czytelnik mógłby się pogubić. Również sceny płynnie się przeplatają, dając wrażenie urozmaicenia. Dodatkowo oba opowiadania różnią się schematem konstrukcyjnym. Podczas gdy w pierwszej historii denat pojawia się już na samym początku, to w drugiej autorka zwleka z dokonaniem kryminalnego procederu, a my zdajemy się zastanawiać, z której szafy i kiedy trup wychynie.