Przyszedł czas na finał opowieści o siostrach Dragna. Obie pozostały w stolicy Imperium Równikowego po zakończeniu poprzedniego Caravalu. Gra, która nie była tylko grą, znacząco wpłynęła na rzeczywistość, a Imperium stanęło przed olbrzymim zagrożeniem. Tella i Scarlett muszą się mu przeciwstawić i wraz z Legendą zapobiec złu, które chce zawładnąć światem.
Po drugim tomie moje oczekiwania troszkę spadły. Mimo że książka bardzo mi się podobała, według mnie nie dorównała poziomem do pierwszej części. Dlatego też, kiedy siadałam do Finału, nie spodziewałam się niczego więcej, niż dostałam w Legendzie. Na całe szczęście tym razem, choć nie było żadnej gry, tylko prawdziwe zdarzenia, bawiłam się przy niej równie dobrze, jak przy Caravalu. Autorka przedstawiła nam wydarzenia z perspektywy Telli oraz Scarlett. Przeskakując między siostrami, możemy poznać ich losy.
Starsza z sióstr, Scarlett, staje przed niemałym dylematem. Okazało się, że jej były narzeczony Nicolas nie jest tym, za kogo brała go podczas pierwszej rozgrywki. Kobieta postanowiła poznać człowieka, za którego miała wyjść i dać mu szansę walczyć o jej rękę. Oczywiście nie podoba się to Julianowi, który przecież chciałby mieć ją tylko dla siebie. Choć nigdy nie podejrzewalibyśmy o to naszej bohaterki, panna Dragna wymyśla rywalizację o jej serce. Tutaj od samego początku byłam zwolenniczką brata Legendy, dlatego zarówno ta rywalizacja, jak i spotykanie się z Nicolasem, kompletnie mi się nie podobało. Chociaż muszę przyznać, że bohaterka potrzebowała tego, aby móc porównać Juliana z kimś innym i samodzielnie przekonać się, czy jest to wybranek jej serca.
Tella również miała swoje dylematy, które zbijały mnie z tropu. Raz twierdziła, że kocha Legendę, później, że go nie kocha. Podejmowała wiele ryzykownych decyzji, choć przecież krzyczałam do książki, że ma tego nie robić. Oczywiście później ich żałowała. Jej relacja z Jacksem wzbudzała mój niepokój, z kolei ta z Legendą mnie mocno irytowała. Jak on chciał, to ona nie chciała, z kolei jak ona chciała, to on nie chciał. Można było dostać szału i powyrywać sobie wszystkie włosy z głowy. Na szczęście przed tym drugim się powstrzymałam.
To, co najbardziej spodobało mi się w tej części, to zwroty akcji. Szczęka opadała mi na podłogę, gdy na jaw wychodziły kolejne fakty. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego rozwiązania, jak zafundowała nam autorka. Poszła w kierunku, którego nie tylko nie brałam pod uwagę, ale wręcz nie miałam nawet najmniejszych podejrzeń. Tak samo zakończenie, które całkowicie mi się podobało i jestem nim oczarowana.
Mam tylko jedną drobną uwagę. W Finale został poruszony pewien wątek dotyczący Telli i… bardzo bym chciała poznać jego rozwiązanie! Autorka jednak go pominęła, ale mam cichą nadzieję, że powstanie kolejna książka, może nie bezpośrednia kontynuacja, ale przynajmniej powiązana, która rozwinie ten temat i przede wszystkim go zakończy. Na ten moment czuję pewną pustkę, której Stephanie Garber nie wypełniła.
Jeżeli szukasz opowieści, która trzyma w napięciu od początku do końca. Historii, w której nic nie jest takie, jak się wydaje, a Ty sam(a) nie wiesz, w co możesz wierzyć i komu zaufać. Książkę pełną emocji i miłości. Zdecydowanie polecam całą serię Caravalu!