Ciekawa pozycja, przybliżająca (nie tylko) fanom kina sylwetki filmowych wojowników. A któż z widzów, oglądając popisy mistrzów walki wręcz w przeróżnych tego typu produkcjach, choć raz nie pomyślał :" -o, to prawdziwy, niepokonany bohater "...?
W Polsce "wielki bum" na filmy o tej tematyce zapoczątkował pamiętny obraz "Wejście smoka". Bruce Lee zaprezentował w nim pełen wachlarz swych umiejętności i możliwości fizycznych. Sposób poruszania się, a także samej walki azjatyckiego mistrza dla wielu widzów był prawdziwym zaskoczeniem. Lecz nie dla wszystkich - bo najbardziej zainteresowani "tematem" - znali już wcześniejsze, choć z pewnością mniej kasowe - produkcje wojownika z Hongkongu...
Jak na przykład "Droga smoka", gdzie najgroźniejszym rywalem głównego bohatera był sam Chuck Norris.
Lecz wtedy jeszcze Amerykanin nie był zbyt znaną personą w świecie filmu. Owszem, miał niemałą praktykę i umiejętności w różnych tzw.kopanych sportach walki, ale na ekranie tak naprawdę dopiero debiutował.
Jednak finałowy pojedynek Bruce Lee kontra Chuck Norris na stałe wszedł do historii kinematografii. Nie tylko jako widowiskowy pokaz bezpardonowej potyczki aż do "śmierci" jednego z jej uczestników. Lecz także jako jedyna filmowa porażka drugiego z nich. Zaś Bruce Lee, oprócz "specjalności zakładu" w postaci błyskotliwych i skutecznych kopnięć - zaprezentował także , w końcowej fazie - niemałe umiejętności rodem z dzisiejszego MMA...
Niezrażony "porażką" w "Drodze smoka" Chuck Norris był później przez lata wielką gwiazdą światowego kina akcji. Filmy z jego udziałem biły rekordy popularności, a on sam stał się symbolem samotnego twardziela, który jest w stanie rozwiązać wszelkie możliwe problemy. Najczęściej za pomocą potężnego kopniaka, torującego mu drogę w nieprzyjaznym, pełnym różnego rodzaju łotrów, świecie...
"Ekranowym następcą" Norrisa został Jean- Claude van Damme. Belg trenował karate, brał nawet udział w zawodach sportowych, ale prawdziwą sławę przyniosło mu kino. Mocno zbudowany, efektownie walczący, lecz w przeciwieństwie do Norrisa - pokazujący czasem zwykłe, ludzkie emocje - na długie lata zagościł na samym szczycie rankingu "filmowych wojowników".
Na początku kariery miewał propozycje, by sprawdzić się w realnej, ringowej potyczce - lecz były one na tyle słabe finansowo (w porównaniu z kontraktami filmowymi), że nigdy nie zostały sfinalizowane...
Cóż, dziś "prawdziwy wojownik" nie musi już weryfikować swych umiejętności. Wystarczy, że stan bankowego konta się zgadza😉...