Zachęcona wieloma opiniami, zapewnieniami, że książka to petarda, że jest mocna, a nawet momentami „popieprzona”, nie mogłam się doczekać, aż po nią sięgnę. Zmieniłam nawet dla niej plany czytelnicze! Czy jestem zadowolona z lektury?? No niestety… coś tu nie poszło tak jak powinno…
Lake Monroe od 7 roku życia jest prześladowana przez Keirana Mastersa. Gdy chłopak trafia do więzienia, dziewczyna łapie nieco oddechu i odżywa. Ale nie na długo. Gdy rok później chłopak wychodzi, rozpoczyna się piekło… Keiran jest święcie przekonany, że Lake doprowadziła do jego skazania i w „nagrodę” postanawia przez rok gnębić ją psychicznie….ale nie tylko na tym mu zależy… bowiem odebranie dziewczynie niewinności, ma być dla niej największą karą…
I już samo to ostatnie zdanie, nasuwa mi myśl – jak seks może być karą ;) i to jeszcze z kimś takim… no ale do rzeczy. Początek książki wydawał mi się dość interesujący – znęcanie, dominowanie i te „kary”… ale im dalej, tym ja bardziej czułam się zaszczuta przez Keirana, niż główna bohaterka…momentami miałam wrażenie, że otworze lodówkę i go tam spotkam… jeden z absurdów, który mocno mnie irytował i rzucił mi się w oczy – Keiran i jego koledzy co chwilę pojawiali się obok dziewczyn – one tylko o nich pomyślały, a oni jakby wyrastali z ziemi! Serio! I zawsze byli we trójkę – nikt nie miał swojego życia, tylko wiecznie ze sobą przebywali :P
Uprzedzając to co pomyślicie – ja rozumiem, że fikcja literacka to fikcja literacka, ale tutaj to wszystko zakrawało na miarę fantastyki…. Choćby Keiran i jego magiczne zdolności, które zawstydzą niejednego mężczyznę! On mógł uprawiać seks całą noc, a potem w dzień znowu chciał więcej….jego dotyk działał tak magicznie, że głównej bohaterce do osiągnięcia ekstazy wystarczył jeden palec i dwa dotknięcia! Znacie to uczucie? Nie? No nie dziwie się… bo nawet Ana w Greyu potrzebowała dwóch paluszków i trochę więcej działania!
„Fear me” ma ponad 500 stron! Jak dla mnie – 300 stron byłoby wystarczająco, historia niepotrzebnie została rozwleczona, co mnie wynudziło potwornie… i znacząco wpłynęło na odbiór końcówki! Bo pomimo tego, że akcja pod koniec trochę przyspieszyła, ja już nie mogłam doczekać się końca … tej książki …
Jeśli chodzi o postaci… główna bohaterka była tak okropnie irytująca, tymi swoimi przemyśleniami i obawami, że momentami sama miałam ochotę jej przylać! Do postaci Keirana nie mam zastrzeżeń ;) i bardzo ubolewam, że całą historię poznajemy tylko z perspektywy dziewczyny. Może gdyby były też rozdziały poświęcone jemu, to wtedy historia byłaby ciekawsza…a tak… no cóż…
Podsumowując, podczas czytania miałam wrażenie, że to kolejna amerykańska produkcja filmowa – nastolatki, których nikt nie pilnuje, ale są na tyle dojrzali, że mają więcej przygód niż nudny dorosły, który chodzi tylko do pracy. Zresztą jaki dorosły… tam niby byli, ale ich nie było… a zakończenie…no dosłownie jak z amerykańskich seriali…
Drugą część mam już na półce i zapewne ją przeczytam, ale na chwilę obecną muszę trochę ochłonąć…. Myślę, że najlepiej wyrobić sobie własną opinię o tej książce. Dla mnie była „słaba” i męcząca, ale to nie znaczy, że dla Was też będzie, tym bardziej, że bardzo dużo czytelniczek jest zachwyconych :)