Uwielbiam te sytuacje kiedy zaczynam czytać książkę, o której nic nie wiem i która okazuje się bardzo smacznym czytelniczo kąskiem. Nigdy wcześniej nie słyszałam o autorce i dlatego, na wszelki wypadek, postanowiłam, że zanim zacznę czytać nie będę się spodziewać niczego nadzwyczajnego, żeby się nie rozczarować. Jedyne czego mogłam się spodziewać po historii rozgrywającej się w środowisku amiszów to to, że będzie to prosta historia opowiedziana bez zbędnych udziwnień. I była prosta. A przy okazji była też piękna i wzruszająca.
‘Syn pszczelarza’ to historia rodziny Lantzów, którą tworzą wdowa Abigail i jej pięcioro dzieci. Po dwóch latach od śmieci męża, Abigail postanawia przenieść się z Tennesse do Texasu i tam spróbować na nowo ułożyć sobie życie ze Stephenem, który jest kawalerem i którego zaloty odrzuciła w młodości. W Texasie mieszka również jej brat z rodziną, co ma ułatwić Lantzom przywyknięcie do nowego miejsca i nowych warunków. Przeprowadzka do nowej gminy amiszów była zetknięciem się z nieznanymi ludźmi, z zupełnie odmiennymi warunkami pogodowymi, a dla niektórych oznaczała również rewolucje sercowe.
Do tej pory tylko raz czytałam książkę, której akcja rozgrywa się w takim środowisku i dlatego podporządkowanie życia amiszów tzw. Ordung jest dla mnie czymś mało znanym i fascynującym. Przygotowując się do pisania recenzji notowałam w trakcie czytania skojarzenia, które przychodziły mi do głowy i były to najczęściej: posłuszeństwo, podporządkowanie woli bożej, powinność i brak prywatności. Przyjęte przez amiszów ogólne zasady współżycia sprawiły, że Abigail znalazła się w sytuacji kiedy nie chciała przyjąć pomocy i zalotów Stephena, a jednocześnie czuła, że powinna je przyjąć, bo tego się od niej oczekuje i takie postępowanie będzie słuszne. Nie chciała przyjąć zalotów Stephena, bo jej sercem i myślami zawładnął Mordechaj, pszczelarz i wdowiec o pięknych oczach.
W tym samym czasie swoje rozterki miłosne przeżywała najstarsza córka Abigail, Debora. Debora już w dniu przyjazdu zwróciła uwagę na Fineasza, tytułowego syna pszczelarza, który w dzieciństwie przeżył tragedię i od tego czasu ma szpetne blizny na twarzy i jeszcze szpetniejsze blizny na duszy. Mimo poważnego wieku (20 lat) nie ma jeszcze dziewczyny i sądzi, że jej nigdy nie znajdzie, bo jego twarz budzi we wszystkich odrazę.
Prawie do samego końca książki zastanawiałam się kogo wybierze Abigail i czy Deborze uda się przebić pancerz ochronny, za którym skrył się Fineasz.
Cała historia skupia się na tym co w życiu najważniejsze – na miłości, na potrzebie kochania i bycia kochanym. Umiejscowienie akcji wśród ludzi prowadzących bardzo proste i skromne życie, sprawia, że mocno współodczuwamy ich emocje. Dzięki temu, że autorka wyrzuciła ze swojej powieści zgiełk i pospiech towarzyszące ludziom w ‘normalnym świecie’ możemy skupić się tylko na tym, co najważniejsze. Zupełnie jakby chciała nam pokazać, że człowiek żyjący według zasad dla wielu przestarzałych i absolutnie nie do przyjęcia odczuwa to samo co my i w głębi duszy wszyscy jesteśmy tacy sami. Być może za bardzo skomplikowaliśmy nasze życie i trudno się teraz zorientować co jest ważne, a co nie.
Nie umiem powiedzieć na ile obraz tej społeczności jest zgodny z prawdą, ale to, co zostało opisane w książce jest niezwykle ciekawe. Społeczność, która jest tak mocno spętana wieloma zasadami i zwyczajami jest jednocześnie szczęśliwa, pełna miłości i szacunku do innych. Wszyscy wzajemnie sobie pomagają i nigdy nie opuszczają bliźniego w potrzebie. Mimo braku dostępu do nowinek technologicznych są stosunkowo niezależni i dzięki ciężkiej pracy są w stanie utrzymać swoje rodziny.
Czytanie tej książki było dla mnie prawdziwą przyjemnością i bardzo ucieszyła mnie informacja, że to pierwsza część cyklu.
„Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl"