"Nie jest sztuką zostać bohaterem, jeśli ma się odwagę. Sztuką jest pokonać własny strach i niepewność."
O tym właśnie jest "Władca Lewawu" Doroty Terakowskiej. O odwadze, o strachu, o niepewności. Biorąc tę książkę do ręki, myślałam, że to po prostu dobra fantastyka dla dzieci. I tak jest, ale nie tylko, bo to jedna z tych książek, które można czytać i jako dziecko, i jako dorosły.
"Władca Lewawu" to opowieść o trzynastoletnim Bartku, który wychowuje się w krakowskim domu dziecka, ponieważ jego rodzice zniknęli w tajemniczych okolicznościach, gdy chłopiec miał 4 lata. Często więc ucieka na ulicę Skałeczną, do mieszkania, w którym podobno się wychowywał, a w którym teraz mieszka pisarka - narratorka opowiadania. Coś go też ciągnie na Wawel i któregoś dnia w smoczej jamie znajduje tajemniczy korytarz, którym przenosi się do równoległego świata, do miasta Wokark i zamku Lewaw. Wszystko w tym świecie nazywa się tak jak u nas, tylko czytane wspak. Żyją tam Allianie, piękni, mali ludzie. Miasto też jest piękne, powietrze krystalicznie czyste, idealne. Niestety, mieszkańcy Wokarku nie są szczęśliwi, ponieważ na Lewawie rządzi Nienazwany, okrutny czarodziej, którego armią są olbrzymie pająki, grasujące nocami po mieście, przez co nikomu nie wolno opuszczać w nocy swojego domu. Czy Bartkowi uda się pokonać zło i odnaleźć swoich rodziców?
"Władca Lewawu" to naprawdę dobra fantastyka dla młodszych nastolatków. Mamy tu i fantastyczne miejsce akcji, i bohatera, przeżywającego niezwykłe przygody, i magiczne stwory, i walkę dobra ze złem. Moim zdaniem, jest to jednak przede wszystkim metaforyczna opowieść dla dorosłych.
Kluczem do tej interpretacji jest moment, w którym ta książka powstała - czerwiec 1982 roku, środek stanu wojennego. "Władca Lewawu" to opowieść o totalitaryzmie, wręcz jego studium. Mówi o prześladowaniach, ciągłej inwigilacji, zastraszaniu, indoktrynacji. Jest armia ślepo wykonująca rozkazy, są ludzie, których szantażem zmusza się do donoszenia na sąsiadów, a wszędzie znajdują się podsłuchy. Opisane jest też, jak podstępem, pięknymi słówkami i obietnicami bez pokrycia system totalitarny przejmuje władzę. Allianie należą zdecydowanie do gatunku homo sovieticus, są bezwolni, bezradni, zastraszeni i zniewoleni. Czy znajdzie się ktoś, kto ich przebudzi, uwolni od strachu i da nadzieję na lepsze jutro?
"Władca Lewawu" to opowieść o nadziei, o tęsknocie za wolnością i o potrzebie walki o nią, bo, jak mówi Bartek, "nie zmieni się świata, siedząc z założonymi rękami". To naprawdę niezwykła, wartościowa książka, a co najważniejsze, ciągle aktualna. Komunizm upadł, ale marksistowskie idee wciąż mają się dobrze. Pamiętajmy więc o tym, że nic nie jest nam dane na zawsze.