Kiedy niespodziewanie “Narzeczona ducha” wpadła w moje ręce, nie wiedziałam czego się spodziewać. Nawet nie czytałam blurba (i Wam też radze!), po prostu chwyciłam za książkę i… przepadłam!
„Pewnego wieczoru ojciec zapytał mnie, czy chciałabym zostać żoną ducha”
I właściwie na tym powinniśmy zakończyć opis fabuły… ale słowem lekkiego wprowadzenia. Powieść przedstawia historie przepięknej, młodej dziewczyny, której sytuacja finansowa pozostawia wiele do życzenia. Pewnego dnia pojawia się niespotykana oferta. Poślubić ducha? W chińskiej tradycji rzadko się zdarza, żeby panna została przyrzeczona zmarłemu. Dotyczy to raczej zmarłych kochanków, aby połączyć ich na zawsze po drugiej stronie lub wdowy ze zmarłym małżonkiem. Ale panna? Nigdy nie mogłaby wyjść za mąż, mieć dzieci. Spędzić życie samotnie… ale w komfortowych warunkach. Nie musiałaby się bać, że po śmierci ojca wyląduje z długami i bez dachu nad głową… I choć Li Lan jest przeciwna małżeństwu, uparty narzeczony nie zamierza łatwo zrezygnować.
Powiem Wam… WOW! Właściwie nawet dwa WOW. Co to była za podróż! Powieść totalnie mnie zaskoczyła. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. Oczywiście moje skojarzenia od razu powędrowały do “Gnijącej Panny Młodej” Tima Burtona, ale powieść poszła w nieco innym kierunku. Ale zacznijmy po kolei.
Główni bohaterowie to istny majstersztyk. Szczególnie Li Lan - jest to dynamiczna postać, która w trakcie swojej historii przechodzi ogromną metamorfozę. Od nieśmiałej, prostej dziewczyny trzymanej przez całe życie pod kloszem, aż do walecznej kobiety z iskrą w oku, która nie będzie się kulić ze strachu i zawalczy o swoje. Niesamowicie spodobały mi się również pozostałe kreacje: ukrytej miłości Li Lan, Tian Baia oraz paskudnego, gburowatego narzeczonego, Lim Chinga. Była jeszcze jedna postać, która pobiła wszystkie inne na głowę, ale tutaj nie uchylę rąbka tajemnicy i najlepsze zostawię Wam do odkrycia.
Jeśli chodzi o fabułę… nie tego się spodziewałam. Szczęka opadła mi do kolan i z ogromną radością obserwowałam losy głównej bohaterki. Miejsce, w którym się znalazła… Stworzony świat... Nawiązania do chińskich wierzeń i tradycji. To było po prostu cudowne. Pomysłowość autorki, jej wyobraźnia i gładki, plastyczny styl, pozwoliły mi wręcz odpłynąć. Widziałam to wszystko co autorka mi pokazała i wcale nie chciałam wracać do szarej codzienności.
Nie jest to historia, w której wszystko się układa tak jakbyśmy chcieli. Li Lan boryka się z wieloma przeciwnościami losu, musi walczyć o wszystko - w tym również o siebie. Na swojej drodze spotka wiele intrygujących postaci, zarówno tych pozytywnych, jak i okrutnych i złych. Zauroczył mnie mroczny i tajemniczy klimat “Narzeczonej”. Gdy paskudny duch nawiedzał ją w snach i zabierał do upiornych, opuszczonych rezydencji momentami czułam dreszcze na karku.
I choć była to niesamowita podróż, do której na pewno z przyjemnością wrócę ponownie, muszę się przyczepić do jednej rzeczy. Zakończenie! Oh, nie znoszę gdy autor pozostawia sobie otwartą furtkę. A jestem tak bardzo zła… ponieważ nie jest planowana kontynuacja! Nie zrozumcie mnie źle, historia w pewnym stopniu jest zakończona… Ale chciałabym poznać jej ciąg dalszy. Bo dla mnie był to dopiero wstęp. Ogromnie zżyłam się z jej bohaterami i spędziłam w ich towarzystwie kilka niesamowitych chwil… i po prostu chciałabym więcej!
Czy warto? Zdecydowanie warto! ~ hybrisa