Wczoraj, tak około trzeciej nad ranem zakończyłam moją przygodę z "Ever" autorstwa Alyson Noel. Można powiedzieć, że piszę tą recenzję na świeżo. Książka została wydana niedawno, dlatego zdziwiłam się, kiedy dostrzegłam ją na półce w księgarni mojego miasta (a jak niektórzy wiedzą - mało zaopatrzonej). Był to kolejny, po "Mrocznym sekrecie", strzał w dziesiątkę - wspaniały owoc ślepego poszukiwania nowej powieści.
Jest to historia młodej dziewczyny - Ever, która traci w wypadku samochodowym całą swoją rodzinę. Od tego wydarzenia blond piękność zmienia się nie do poznania - zaczyna nosić workowate bluzy, przestaje się malować, a co najważniejsze słyszeć myśli innych osób i rozmawiać ze swoją zmarłą siostrą! To nie wszystko - w końcu poznaje zabójczo przystojnego Nieśmiertelnego, który nieźle namiesza w jej życiu, życiu, w którym dowiaduje się, że to nie jest jej pierwsze spotkanie z nieznajomym.
Można powiedzieć, że w pewien sposób rozczarowałam się, ponieważ pochłonęłam w parę godzin niecałe trzysta stron, co spowodowało, że upewniłam się w przekonaniu, że odbieram sobie całą radość czytania pochłaniając książki w tym tempie.
Powieść Noel obfituje w pełni ekscytujące wątki. Na samym początku niezbyt byłam do niej przekonana - ot przecudna dziewczyna, w której zakochuje się jeszcze cudowniejszy chłopiec. Jednak z biegiem czasu zaczęłam zauważać w niej pozytywy i wręcz zauroczyłam mnie ta historia. To jedna z tych powieści, kiedy sprawdza się: Nie ważne co czujesz, kiedy zaczynasz czytać, ale co poczujesz, gdy ona dobiegnie końca. Przewracając kolejne strony, nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu dowiem się kim jest ten cholerny Damen! Obstawiałam, że wampirem, ale jakie było moje zdziwienie, kiedy "odkryłam" jak bardzo się myliłam. Postać Ever jest bardzo dobrze skrojona - może wydawać się odrobinę dziwaczna i lekko skołowana, ale polubiłam ją. Bardziej moją uwagę skupił Damen, który wręcz mnie irytował - ciągle zastanawiałam się, gdzie ten chłopak tak wiecznie znika?! A moja niewiedza mnie odrobinę denerwowała i zachęcała do dalszego czytania.
W pamięci zapadło mi wiele scen, które zostały przejrzyście zarysowane. Chyba najlepszym posunięciem autorki było umieszczenie momentu, kiedy Auguste usypia całą klasę - moja wyobraźnia odebrała to niezwykle pozytywnie - natychmiast pojawiła się filmowa scena:) Wielkim plusem jest również Drina, którą zapamiętałam jako rudowłosą Marię Antoninę. Lubię, kiedy piękno połączone jest z bezwzględnością i okrucieństwem. Pod koniec ujawnia się również sprawa czerwonego tulipana (tutaj wyobraziłam sobie scenę przy samochodzie) oraz białej róży. Czekałam na ten moment, kiedy Ever o to zapyta - nawet nie połasiłam się, aby sprawdzić w internecie symbolikę tych kwiatów.
Jedyne co mi się w książce nie podobało to: "Miłość nigdy nie umiera" - mam nadzieję, że nie odnosiło się to jedynie do pana D, ale również do różnych rodzajów miłości Ever - do rodziców, siostry, psa, przyjaciół, ciotki. Istnieją rożne definicje tego uczucia, które objawia się pod różnymi postaciami.
Niektórzy porównują "Ever" do powieści Becca "Szeptem" - niestety nie mam zdania na ten temat, gdyż nie czytałam jego utworu, ale obiecuję, że to nadrobię. Druga grupa to ci, którzy sugerują, że to kopia "Zmierzchu" Meyer - ja się do niej nie zaliczam. Możliwe, że niektórych z was zachęci okładka, która jest przecudna - idealnie dobrane kolory, czcionka, postać (no może oprócz jednego szczegółu) + tulipany.
Kończąc, chciałabym zachęcić wszystkich do jej przeczytania - Alyson Noel fantastycznie wystartowała z tą książką, rozpoczynając nową trylogię "Nieśmiertelni". Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać do czerwca, kiedy pojawi się drugi tom - "Błękitna godzina".