"Etty Hillesum. Świadek Boga w otchłani zła" to wzruszający obraz życia żydowskiej kobiety, spisany przez dominikanina Yves Beriault. By on kapelanem uniwersyteckim, uczył w instytucie Duszpasterstwa oo.Dominikanów w Montrealu i kierował Studenckim Centrum Benoit-Lacroix.
Etty Hillesum była młodą żydówką, kiedy w czasie drugiej wojny światowej zginęła w obozie w Auschwitz, we wrześniu 1943 roku. Jednak jej pobyt tam, co może szokować, nie był pasmem udręk, cierpienia i smutku, a wręcz przeciwnie. To właśnie w obozie Etty doznała poczucia nadziei, wybaczenia i wiary, dzięki którym jeszcze będąc w obozie wybaczyła swym oprawcom. Choć wydaje się to nie możliwe choćby z powodu tego, że byli oni odpowiedzialni za śmierć wielu osób, w tym jej rodziców, to jednak Etty odnalazła w sobie w tym trudnym czasie tak wielkie pokłady wiary w Boga, porozumienia z nim, nadziei, że pogodziła się z losem i choć to zabrzmi dziwnie, odeszła ze spokojem.
Dziewczyna nie była jednak typową, energiczną i radosną także przed wojną. Cierpiała na depresję, miewała zmiany nastrojów i odczuwała kompletny brak wiary. Dopiero terapia u psychologa pomogła jej w jakimś stopniu odnaleźć Boga i bliskość z drugim człowiekiem. Nigdy nie wymigiwała się od wojny, nie próbowała przetrwać jej niezauważona, uciekać za granicę czy łapać się innych metod na przeżycie będąc żydówką, co nam wydawało by się logiczne i normalne. Ona jednak nie zamierzała tego robić, żyła normalnie mając w sobie myśl, że jeśli będzie trzeba, pozostanie ze "swoim" narodem, do którego się przyznawała, co w tamtych czasach było wyrokiem śmierci.
W tej książce nie dało się uniknąć choć małego fragmentu wojny, bo to ona była tłem życia Etty, jednak w większości jest to opowieść o jej życiu pod kątem myśli, uczuć, przemiany i duchowości. Nie znajdziemy tu też zbyt wielu suchych faktów z jej dzieciństwa czy późniejszego okresu.
Etta wahała się między judaizmem a chrześcijaństwem, czuła wewnętrzne rozterki, poniekąd utożsamiała się z każdą z tych religii jednocześnie czując, że żadna nie jest do niej "idealnie dopasowana". Moim zdaniem w lekturze odnosi się wrażenie, że kobieta odnalazła w końcu cząstkę siebie w każdej z nich i wyznawała własnego Boga, zrodzonego z jej wiary, uczuć i siły. W książce zawarty jest nawet fragment mówiący o tym, że w gorszych chwilach modliła się żarliwie, po czym wracała do życia silniejsza, pewniejsza siebie, napełniona wiarą.
Ta lektura nie była ani łatwa ani szybka, jeśli chodzi o samą treść. Nie da się jej też nazwać lekką, bo historia Etty jest zdecydowanie dramatyczna, wzruszająca i wstrząsająca, co zawsze niesie czytelnikowi wielkich emocji, wielu doznań nie zawsze przyjemnych, które są w tym przypadku nieuniknione. Jednak to w jaki sposób autor wszystko opisał i połączył w całość, pozwala choć trochę lżej przejść przez książkę. Była ona bardzo prosta, konkretna, zdecydowanie na plus. Nie oznacza to jednak, że nie powinno się jej czytać przez tą "ciężkość" historii. Wręcz przeciwnie, to lektura obowiązkowa i chyba nie da się tego typu tematów opisać lekko i przyjemnie.