Na początek ostrzeżenie, nie czytajcie tej książki. Precyzyjniej, nie czytajcie jej teraz. Dlaczego ostrzegam dowiecie się na końcu.
Od paru tygodni na polski rynek trafiła pierwsza z części trylogii „Stulecie” – „Upadek Gigantów” pióra Kena Folletta. Autora przedstawiać nie trzeba. Od czasów wydanej w 1978 roku „Igły” uchodzi za jednego z najlepszych i równocześnie najbardziej romantycznych twórców powieści sensacyjnej. Po prawdzie, od 1989 roku powinniśmy raczej nazywać go twórca powieści popularnej. To wtedy ukazała się epicka opowieść o Anglii czasów anarchii „Filary ziemi”. Wtedy zaskoczył wszystkich. Jak zawsze byli krwiści bohaterowie, niezwykłe zwroty akcji i trudna miłość w tle. Nowością natomiast okazało się tło, precyzyjnie i barwnie odmalowany fresk XII wiecznej Europy. Powieść odniosła olbrzymi sukces i autor powracał do konwencji historycznej jeszcze kilkukrotnie by wspomnieć „Świat bez końca” czy „Uciekiniera”. „Upadek gigantów” to również opowieść historyczna. Rozpoczyna się w 1911 prowadzi nas przez I Wojnę Światową, Rewolucje Październikową, początek czasów prohibicji w USA , aż po rok 1924.
Akcja skacze z biednej walijskiej wioski do Białego Domu, z londyńskich salonów do cuchnących okopów na przedpolach Paryża, z Soho na śmierdzące krwią i głodem ulice przedpaździernikowego Petersburga. Pretekstem do opowieści są splatające się ze sobą losy kilku rodzin od rosyjskiej księżnej przez amerykańskich senatorów aż po walijskich górnikach czy piotrogrodzki lumpenproletariat. Losy choć przedstawione krwiście i kolorowo tak naprawdę są jedynie powodem do przedstawienie tego co najważniejsze, czyli zmian społecznych i obyczajowych zachodzących w latach dwudziestych ubiegłego wieku w świecie cywilizacji północnoatlantyckiej. Wystarczy wspomnieć walkę kobiet o prawo wyborcze czy sprzeciw wobec aranżowanych małżeństw. Widzimy jak upada Carska Rosja i na jej gruzach rodzi się Imperium Zła czyli Rosja Radziecka. Oglądamy powstawanie pierwszych nie dokońca uczciwie zgromadzonych fortun podczas amerykańskiej prohibicji. Jesteśmy również świadkami nieludzkiej wojny, głodu żołnierzy, ich strachu, odwagi i poświęcenia. Możemy niemal namacalnie poczuć jak okropnym miejscem był okop podczas I Wojny Światowej. Autor bardzo ostro obnaża niekompetencję oficerów, zwykle tych którzy tytuł uzyskali dzięki urodzeniu a nie kompetencją, pokazuje też jak tragiczne są skutki ich błędów. Obraz wojny gdyby pokazać go jedynie z perspektywy okopu nie był by jednak pełny, dlatego nie brakuje opisu intryg pałacowych, gry wywiadów i zakulisowej polityki. Oczywiście nie jest to podręcznik do historii, ale tak barwnie pierwszych 25 lat XX wieku chyba nie opisał jeszcze nikt. Dodajmy że opisał nie tylko soczyście ale i wielopłaszczyznowo. Autor słynący z lekkiego pióra nie bawi się w zabawy stylistyczne, opisy choć bardzo precyzyjne oparte są o język prawie kolokwialny. Nic więc dziwnego, że powieść choć objętościowo potężna czyta się bardzo szybko.
Na koniec wyjaśnienie dlaczego nie macie tej książki czytać już teraz. Po prostu chce was ostrzec przed tym że jest to pierwszy z planowanej na trzy tomy opowieści o poprzednim stuleciu. Wiele wątków nie zostało więc zakończonych, bohaterowie ci źli nie zostali ukarani, a tych dobrych nie spotkała nagroda. Fabuła po prostu zawisła w próżni. Zgodnie z informacjami pochodzącymi ze strony Folletta kolejny tom ukaże się za dwa lata czyli w 2012 roku. W zamyśle autora trylogia ma być jego opus magnum, więc by uniknąć błędów i nie obniżyć jakości swojej prozy nie zamierza się spieszyć, do tego tom drugi ma być obszerniejszy od pierwszego który liczy bagatela 1070 stron. Czy za 24 miesiące ciągle będę pamiętał wszystkie detale, czy moje zainteresowanie losami bohaterów będzie równie olbrzymie? Tego nie wiem. Dlatego radzę poczekać, aż mistrz skończy dzieło. Z drugiej strony czy tak wspaniała książka powinna aż tak długo czekać na swój kontakt z czytelnikiem. Ja przeczytałem ją teraz i wy chyba powinniście zrobić to samo pomimo ostrzeżeń niekonsekwentnego recenzenta.