Lepiej się nikomu nie przyznawać, że lubimy Laymona – można sobie w ten sposób łatwo popsuć wypracowywany przez lata image człowieka kulturalnego i cywilizowanego. W powieściach tego autora wszystko jest sprowadzane do pierwotnych instynktów i czytelnik, czy chce czy nie, musi po jakimś czasie przyznać, że ten brak zasad, brak moralnego łańcucha uwierającego w kark, zaczyna mu się podobać. Czytelnik powieści Laymona, ostrzegam uczciwie, zawsze staje się współwinnym zbrodni popełnianych przez bohaterów. A zbrodnie z "Endless Night" pozostawiają szczególnie bolesne wyrzuty sumienia.
Jody Fargo spędza noc u przyjaciółki kiedy do domu wdziera się grupa bezwzględnych morderców. Wszystkich mieszkańców poza Jody i dwunastoletnim Andym (bratem koleżanki), spotyka krwawa śmierć. Dwójka uciekinierów szuka schronienia w mrokach nocy ale ich prześladowcy nie spoczną łatwo: mają odwieczną zasadę nie pozostawiania świadków i nawet im nie przychodzi do głowy żeby tym razem ktoś mógł się wymknąć żywy. A już szczególnie dwójka dzieciaków! Dla grupy zahartowanych w morderstwie mężczyzn wysmarowanych ludzką krwią i poubieranych w strzępy ciał swoich dotychczasowych ofiar byłby to spory wstyd.
Historia jest opowiadana z dwóch punktów widzenia: zaczyna się od relacji prowadzonej przez bezosobowego narratora, który podąża krok w krok za uciekającą przed prześladowcami i doświadczająca kolejnych koszmarów Jody, później natomiast mamy zaszczyt posłuchać monologów jednego z członków morderczego gangu, Simona, który zdradza nam historię dokonywanych przez nich zbrodni a także opisuje nam trudne położenie, w którym się obecnie znajduje – bo jeśli nie dopadnie Jody to jego koledzy, winiąc go za ucieczkę dziewczyny, dopadną jego. I jego rodzinę. Simon, wielokrotny morderca, sadysta i zboczeniec, stara się więc wywołać w czytelniku współczucie. I na tym, między innymi, polega kontrowersyjność tej książki: głównym bohaterem nie jest tu wcale osoba ścigana ale goniący ją morderca. I to morderca ukazany nie jako brutalny półgłówek ale jako brutalny spryciarz ze sporym poczuciem humoru – jego odzywki śmiało mogą konkurować z najlepszymi kwestiami Freddy Kruegera. Różnica? Simon dokonuje zbrodni obrzydliwszych i znacznie bardziej realistycznych niż Freddy – i zaprasza czytelnika do współuczestniczenia w nich. Kontynuowanie lektury wiąże się z nieustannym kwestionowaniem własnych zasad moralnych, a przy tym wszystkim Laymon zupełnie nie przejmuje się istnieniem cenzury czy możliwością uznania jego książki za "mającą zły wpływ": jego zwyrodniały bohater przyznaje wręcz, że pomysły na jego pierwsze morderstwa były inspirowane właśnie lekturą horroru!
Jakkolwiek by nie oceniać rozchwianego poczucia moralności towarzyszącego czytaniu tej powieści i choć całość można by bezboleśnie skrócić o kilkanaście scen, jest to na pewno rzecz napisana sprawnym językiem, z poczuciem humoru i, jak większość dzieł Laymona, całkowicie nieprzewidywalna. Proszę mi nawet nie mówić, że ktoś wiedział jak się to wszystko skończy!