W swoim życiu robiłam trzy podejścia do prozy Jane Austen. Za pierwszym razem były to „Perswazje”, które rzuciłam w kąt bo dwudziestu stronach. Następna była osławiona „Duma i uprzedzenie”, z którą wytrwałam może do strony czterdziestej. Kolejne próby pewnie w nieskończoność odkładałabym w czasie, gdyby nie to, że „Rozważną i romantyczną” MUSIAŁAM znać (pod groźbą wyrzucenia z zajęć i dodatkowych pytań na egzaminie) na zajęcia z historii literatury angielskiej.
Rozważna Eleonora i romantyczna Marianna to dwie młode kobiety, które po śmierci ojca zostają skazane na łaskę i niełaskę swojego przyrodniego brata – Johna Dashwooda. Takie to już były ciężkie czasy, że kobiety nie miały prawa do dziedziczenia majątku i w tej kwestii były całkowicie zależne od mężczyzn. Obie panny zakochują się w zupełnie nieodpowiednich dżentelmenach, ale każda przeżywa to na swój sposób. Ale to nie jedyny wątek „Rozważnej i romantycznej”, bowiem mamy tu szereg innych problemów charakterystycznych dla epoki. Kwestia majątkowa oraz mezalians wysuwają się na pierwszy plan. I choć jest wielu bohaterów, to cała akcja rozgrywa się tak naprawdę pomiędzy pięciokątem Eleonora – Edward – Marianna – Willoughby - Pułkownik Brandon.
Pomimo tego, że fabuła jest w porządku, Austen stworzyła ciekawych bohaterów i zręcznie umieściła ich w realiach ówczesnej Anglii, to z wielkim trudem przychodziło mi czytanie kolejnych rozdziałów. Po trzech tygodniach moich zmagań z „Rozważną i romantyczną” z dumą mogę powiedzieć, że w końcu przeczytałam jakąś książkę Austen, chociaż pewnie podzieliłaby los poprzedniczek, gdyby nie motywował mnie fakt problemu z zaliczeniem zajęć i upór w ukończeniu jej czytania. Patrząc na zachwyty, które wzbudzają książki tej autorki zastanawiam się dlaczego mnie się te odczucia nie pokrywają, a co gorsza nie potrafię powiedzieć, co mi się w tej książce nie podoba. Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć po przeczytaniu książki, ale dwóch rzeczy jestem pewna: „Rozważna i romantyczna” w żadnym stopniu mnie nie zachwyca, ale z całą pewnością nie jest to też zła powieść. Książka pełna jest uroczych absurdów, jak np. scena, w której Marianna żegna się ze swoim domem w Norland. I to dosłownie żegna – mówi do niego jak do żywej istoty, a jej uczucia i przywiązanie do miejsca są tak nielogiczne, że aż zabawne. Sceną, która rozbawiła mnie niemniej była ta, kiedy zachwycona panem Willoughbym Marianna wypytywała o niego Sir Johna. Ten zupełnie nie rozumiejąc zakochanego serca, odpowiada, że Willoughby ma najlepszego psa myśliwskiego we wsi, jak gdyby była to jego największa zaleta. W ogóle cała „Rozważna i romantyczna” pełna jest ironicznych scen, jest też trochę satyrą o sferach wyższych, na każdym kroku subtelnie je wyśmiewając. To w Austen podoba mi się najbardziej – ta przekora i ironizowanie w każdej nadarzającej się okazji.
Niestety nie dołączę do grona wielbicieli prozy Jane Austen, ale bardzo się cieszę, że miałam okazję zapoznać się z jej twórczością bliżej dzięki historii literatury angielskiej, bo gdyby nie to, oryginalne usposobienie autorki i jej charakterystyczny styl byłyby mi całkiem obce. Na tę chwilę pozostawiam książkę bez oceny, bo nadal nie do końca wiem, co o niej myśleć. Podobała mi się historia i podejście Austen do sfer wyższych (przyznam, że chyba nie umiałabym tego wyczytać między wierszami, gdyby nie studia), ale bardzo ciężko mi się czytało i zwyczajnie się przez te trzy tygodnie męczyłam.