"Im bardziej cierpi ofiara, tym większa przyjemność dla kata." (s.176)
Pierwsze zetknięcie z Autorem i dostaję coś nowego, z ciekawie poprowadzoną akcją. Mylenie tropów poprzez wystawienie kilku potencjalnych podejrzanych, przyglądanie się ich poczynaniom na co dzień z odwołaniami do przeszłości buduje obraz prezentowanej społeczności i daje pożywkę do zastanawiania się kim może być psychopata grasujący w Warszawie. Konstrukcja kolejnych rozdziałów jest jak sieć, z której wychyla się raz bardziej ta, za chwilę inna podejrzana postać.
Czy to Cezary Wróbel, niedoceniany pracownik firmy Holtza? A może Roman, właściciel osiedlowego sklepu? A wykładowca Karol Radecki, na co dzień wyśmiewany przez studentów? Czy może wprawnie władająca skalpelem doktor Ostalska? Ale nie, kurier Andrzej Piechna miałby najlepszą sposobność by dopaść swoje ofiary w rożnych punktach miasta, opuszczonych budynkach, gdzie nikt nie przeszkodzi w dziele oprawiania ofiary ze skóry.
A może...A może... Tak ciekawie dzieje się aż do momentu kulminacyjnego, gdzie wcześniej Autor eliminuje z podejrzeń kolejne postaci wyjawiając co było przyczyną takich a nie innych podejrzanych esemesów, co sam sklepikarz stworzył w swoim umyśle, czy jak wspierało się dwóch kumpli i jakie powiązania mają wymienieni z ofiarami.
Zbudowanie kryminału w oparciu o bohaterów nie musi być pozbawiony innych mocnych atutów, jak zaprezentowany modus operadi, "soczyste" opisy brutalnych zbrodni oraz lawirowanie policjantów między dowodami, a przesłankami wśród podejrzanych. Relacje prokurator - podkomisarz też z czasem robią się coraz ciekawsze. Można uznać, że tego wszystkiego jest za wiele, ale jakże dobrze wszystko wpisuje się w prowadzoną sprawę, bo może tym, który eliminuje chwasty jest ktoś z drugiej strony? A może po prostu każdy na swoim koncie ma jakieś grzeszki, coś czym nawet koledze przy piwie się nie pochwali, a sumienie gryzie.
Podoba mi się ta niejednoznaczność postaci, ich wyborów, codziennych działań przez co są prawdziwi i odbierzemy ich jako wiarygodnych. To też pozwoliło Autorowi na szersze pole w manipulowaniu odczuciami i przekierowywaniu podejrzeń, dzięki czemu dłużej trzyma napięcie, a czytelnik wciąż może obstawiać kto za tym stoi. Wyjaśnienie skąd u mordercy wziął się ów "zapał" również ma solidne podstawy. Typowanie ofiar nie jest zbyt trudne, nie są nimi przykładni obywatele, a wręcz przeciwnie, są jak chwasty, a tych należy się pozbywać z przestrzeni publicznej. Wszystko jest tu przemyślane przez morderce, który począwszy od wybrania kolejnej ofiary, poprzez miejsca zdarzeń, aż po sposób, w jaki ofiary są poddawane okrutnym praktykom, ma perfekcyjnie zaplanowane. Ale czy kiedykolwiek jakikolwiek powtarzalny proceder uchodzi na sucho?
Uważam, że dobrze zaprezentowani bohaterowie zdarzeń, z całą bogatą przeszłością, odnoszonymi sukcesami i porażkami oraz dzisiejszymi frustracjami plasują powieść Jóźwika zdecydowanie wyżej w hierarchii niż książki Domaradzkiego. W przypadku "Chwastów" jesteśmy w stanie zapamiętać charakterystyczne cechy postaci z imienia i nazwiska wraz z powiązaniami z innymi bohaterami oraz zdarzeniami. Dla mnie nie będzie to książka, nad którą po roku będę musiała się długo zastanawiać o czym była i kto w niej odegrał zasadniczą rolę.