Oswajanie się z ograniczeniami biologiczności poprzez literaturę nie może mieć sztywnej formuły. Jednak zdecydowanie lepiej do mnie przemawiają oszczędne narracyjnie konstrukcje skupione na faktach. Zaskoczyła mnie więc struktura książki „Życie i śmierć. Wielka księga pytań” (*) autorstwa paleontologa Juana Luisa Arsuagi i pisarza Juana José Millása. Zaskoczyła, bo pierwszego znam z świetnej książki popularyzującej nauki przyrodnicze klasyczną formą (**). Drugi, to znany (choć nie dla mnie) hiszpański dziennikarz i pisarz. W zasadzie tekst, to spisane przez Millása dialogi obu Panów, których sednem były egzystencjalne rozważania z punktu widzenia biologii (***). Główny mój zarzut do ich końcowego dzieła, to solidny naddatek do istoty – didaskalia o samym procesie umawiania się na rozmowę, kontekst natury beletryzującej. Ostatecznie jednak całość ‘przepracowałem’ pod kilkoma nietypowymi dla mnie kątami i wtedy wyszła z tego niemal dobra lektura. Tak, jak znajomość Panów z kolejnymi miesiącami pogłębiała się, tak sam tekst stawał się lepszy. Jeśli początki były rwane i mam do nich więcej zastrzeżeń, tak końcówka to kawał ciekawego namysłu nad nieuchronnością skończoności życia.
Te nietypowe ‘kąty obserwacji’, to dwa rodzaje napięć rozegranych w tle dyskusji o życiu i śmierci. Panowie poddali się kilku próbom wzajemnej męskiej rywalizacji (i sposobom jej unikania). Do tego, co było zdecydowanie ciekawsze, książka jest relacją z odmienności w sposobie opisu świata przez ‘humanistę’ i naukowy umysł przyrodnika. Pierwszy tworzy światy i relacjonuje społeczne zjawiska. Drugi zadaje pytania o świat z mozołem odkrywany w wykopaliskach; poszukuje odpowiedzi w oparciu o aparat struktur formalnych. Millás w ponawianym etapami procesie interakcji zrozumiał na przykład, że przyroda nie ma celu, choć jej wytwory sobie je definiują (str. 143, 389,…). Przy okazji musiał więc przejść długą i bolesną drogę intelektualnego zanegowania własnych przekonań o świecie przyrodniczym, które nieprzepracowane (co typowe u ‘humanisty’ w wieku 70+, który całe życie zajmował się ludzkimi społecznościami) ‘zalegały w terra incognita’. Arsuga kilkukrotnie był zmuszony do dość jednoznacznych i precyzyjnych bon motów, esencjonalnych podsumowań, które ciekawie rozwijały ich konfrontację (str. 332):
„Kradniesz, to źle, ale będzie ci wybaczone. Cudzołóstwo jest niewłaściwe, ale się wyspowiadasz i tyle. Skąpstwo, gniew … wszystko będzie wybaczone. Ale pycha jest nie do zaakceptowania, bo pycha ma związek z poznaniem, z pragnieniem wiedzy, z arogancją, za jaką jest uważane podawanie w wątpliwość istnienia planu kosmicznego.”
W związku z formułą rozmowy, którą zapewne na późniejszych etapach ‘wygładzano’ podczas przygotowań tekstu, pewne wątki w ustach profesora wybrzmiały albo nieprecyzyjnie, albo protekcjonalno-arbitralnie, albo sprzecznie czy niepoprawnie. To jest pochodna mojego zarzutu o nieco mentorski styl, którego nie da się uniknąć, choć czytelnika może drażnić. Samo sformułowanie Arsuagi „w nauce trzeba myśleć odwrotnie” (np. str. 424) jest sprzeczne jako nieoperacyjność i w ogólności nie jest prawdą. Zawyrokowanie, że tylko ludzi dotyczy teoria umysłu (str. 158) to również dalekie od przekonań specjalistów twierdzenie. W dyskusji o dwunożności pojawiają się nieprawdziwe stwierdzenia odnośnie środka masy i ciężkości (str. 60-62). Czasem wydawało mi się, że perswazyjne środki ‘dydaktyki werbalnej’ profesora budowały sprzeczny przekaz. Chociażby rozmowa o modułowości zwierząt, jako wyniku wyborów przyrody konstrukcji organizmu ‘zaplanowanych’ na etapie embrionalnym (str. 308). Jednocześnie posiłkuje się w niej analogiami, z drugiej przestrzega pisarza przed opisem przyrody za pomocom intuicji. Jest w tym sporo przewrotności i trochę konsekwencji zwykłej niemożliwości przekazania szybko, w prostych słowach, konkretnego zagadnienia. Bardzo podobnie jest z analizą niszy ekologicznej i jeleni, które bez interwencji człowieka rozmnożyłyby się i ostatecznie wyginęły z głodu (str. 412, 412). Chwilę później (str. 420) prezentuje jednak ogólny model, gdzie pokazuje proces samoregulacji. Trochę płytko ‘prześlizgnął’ się paleontolog nad tematem dziedziczenia wzrostu potomków pomijając niezbędny efekt ‘powrotu do średniej’. Być może to kwestia braku czasu do opisania wystarczająco spójnie wieloczynnikowych zależności ekosystemów. Sądzę jednak, że takie ‘pedagogiczne potknięcia’ powinny wpływać na ocenę całości.
Oczywisty brak ścisłości charakteryzujący każdą rozmowę i następstwo różnych stanów psychofizycznych (da się na przykład z przebiegu spotkań autorów książki sporo wyczytać o ich zmęczeniu, irytacji, rozkojarzeniu, itd.) tworzą z warstwy faktograficznej dynamicznie niejednoznaczną strukturę, którą należy ostrożnie przyswajać. Jednocześnie jednak, szczególnie w rozdziałach o śmierci, dostajemy całą gamę pogłębionych obserwacji o ludziach, biologii umierania, o godzeniu się na starości i o mentalnej i ‘fizycznej’ walce z przemijaniem. Jako naukowiec Arsuaga jest epikurejczykiem, ale jako człowiek – zmaga się z własnymi słabościami ciała i umysłu nie mniej wytrwale niż starszy o ponad 8 lat Millás. Obaj szukają w przyrodniczym świecie wyjaśnienia i otuchy z zachowaniem realizmu wynikającego z faktów naukowych. Samą starość definiują jako fenomen domestykacji cywilizacyjnej (str. 266):
„Geny, które zgromadziły się u jego [człowieka] przodków i ujawniają się w późniejszym wieku, aktywują się dlatego, że nie zostały wykryte. Ta manifestacja genów niewidzianych dla doboru naturalnego nazywa się starością i znosimy ja tylko my i nasze domowe zwierzęta.”
Balansując między ludzkim wymiarem starości i umierania, a rzeczywistością biologiczną całego ziemskiego życia – brutalną w swym pięknie – Panowie przepracowują współczesnym językiem mądrości, które niejeden filozof ofiarował wcześniej ludzkości. W jednym z listów do współautora Millás pisze wprost - zwięźle i niecenzuralnie (str. 369):
„Wykluczenie z plemienia (z którym, szczerze mówiąc, nigdy nie czułem się zbytnio związany, i zaczynam rozumieć dlaczego) jest okrutne i ostatecznie prowadzi do tego, że sami dobrowolnie się wykluczamy. Sugerowany porządek jest taki: proszę ograniczyć życie do kanapy, wybrać najgłupszy program w telewizji, poddawać się przez jakiś czas zapaści mentalnej i fizycznej, a później umrzeć.
Pieprzyć ich.
Nie zamierzam tak żyć.”
Sugestywności wniosków o starości dostarcza też Arsuaga podsumowując jej biologiczny wymiar i stwierdzając (str. 379):
„To także cena, jaką należy zapłacić za to, że w młodości jesteśmy bóstwami.”
Dość nietypowa formuła (w której Panowie analizują nawet wątpliwości związane z sensem kontynuowania projektu) stanowiła dla autorów ciekawą przygodę. Czytelnik dostaje wyimki z biologii, ekologii, paleontologii i antropologii. Moje rekomendacje wynikające z potrzeb, to raczej zachęta do wcześniejszej wybitnej książki Arsuagi. „Życie i śmierć” była chyba potrzebna bardziej Millásowi, by oswoić się z procesami, które wymagają wyzbycia się antropocentryzmu, by paradoksalnie lepiej zrozumieć człowieka. Nakreślony w publikacji obraz subtelnych interakcji różnego poziomu (trochę zabrakło mi mikrobiologii, wspomniano zaledwie o telomerach), dla których inspiracją może się stać pozornie banalny składnik naszej codzienności (śmieciowisko, sala gimnastyczna, analiza wyników badań medycznych, składniki spożywanych potraw, wizyta w muzeum...), to zasługa profesora. Ciężar skojarzeniowego rozwoju opowieści, to jego autorski plan, który w dużym stopniu uważam za udany. Millás w konsekwencji zaproponowanych intelektualnych tropów, dokonał wiwisekcji z dużą szczerością. Oswajanie się z przemijaniem to niełatwy proces, który każdego dopada. Myślę, że przynajmniej cześć czytelników po lekturze książki uzupełni posiadany system przekonań natury fundamentalnej, dobudowując do niego nowe fakty, niuansując i dopowiadając, a może przeformułowując detale egzystencji własnej.
Końcowa ocena to średnia z dwóch cząstkowych – dostateczna za część o życiu, prawie bardzo dobra za obszerniejszą część o śmierci.
DOBRE z małym minusem – 7/10
=======
* Uważam, że skrócenie dwóch tytułów z oryginału (iberyjski tekst, to formalnie dwie książki) do sugestywnych rzeczowników, to dobry zabieg wydawnictwa ZNAK. Tym bardziej, że nie rozumiem eksploatowanej w publikacji formuły, w której jeden współautor symbolizuje Homo sapiens, drugi – neandertalczyka (a oba Hominidy pojawiają się w hiszpańskim tytule).
** „Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat”, J. L. Arsuaga, ZNAK 2020
*** Niestety z samej lektury nie mam pewności czy ostateczna postać dialogów to wierne oddanie ‘zrealizowanych rozmów’ i czy każdy fragment był ‘autoryzowany’ przez paleontologa. W związku z kilkoma ‘usterkami’ formalnymi, mam wątpliwość co do tego drugiego.