Jude Deveraux, autorka powieści "Dzikie orchidee", była dla mnie wielka niewiadomą, gdyż nigdy wcześniej nie spotkałam się z jej twórczością. Jednak mimo wszystko malowniczy tytuł i równie ładna okładka zachęciły mnie do przeczytania książki. Patrząc na zdjęcie kobiety z przymkniętymi powiekami, z delikatną cerą i pięknymi orchideami obok, wyobraziłam sobie, że książka będzie jakimś wyjątkowo ciepłym, lekkim romansem. Tymczasem zostałam mile zaskoczona.
Akcja powieści jest trochę skomplikowana, zawiera dużo pobocznych wątków, które mimo wszystko pięknie ze sobą współgrają, tworząc ciekawą i wciągającą całość.
Głównym bohaterem i zarówno narratorem jest Ford Newcombe- pochodzący z licznej, "ciężkiej" rodziny mężczyzna o kiełkującym marzeniu bycia słynnym pisarzem. O dziwo, za pomocą żony i teściowej, udaje mu się stworzyć pierwszą książkę "Matka Pat", która szturmem zdobyła serca Amerykanów. Radości z sukcesu nie ma granic. Jednak parę lat później los zabiera Fordowi i teściów i ukochaną żonę.
Pogrążony w żałobie pisarz nie potrafi skupić się na pracy, powoli ogarnia go gorycz. Jest niemal pewien, że sam nie znajdzie żadnego tematu na kolejne książki.
Jednakże na jego drodze staje niepozorna Jackie Maxwell i jej niesamowicie cięty język. Opowiada mu historię, którą sama usłyszała od matki, będąc dzieckiem- o kobiecie, którą ukarano śmiercią za to, że kochała diabła. Opowieść wydaje mu się bardzo ciekawa i postawił sobie za cel najwyższy zbadać ten temat. Wyruszają razem do pewnego miasteczka Cole Creek, z którym wiązała się opowieść o diable. Jackie wyrusza z Fordem w roli asystentki. Na miejscu okazuje się, że mieszkańcy wolą nie rozmawiać na ten temat, a sama Jackie... no właśnie. Z dziewczyną dzieje się coś dziwnego. Ku zdumieniu bohaterów, wie bardzo dużo o mieście, o domu, w którym mieszkają, ma prorocze sny i wizje. Pojawia się tutaj również wątek fantastyczny, który idealnie wpleciony w tok wydarzeń realnych, sprawia, że można uwierzyć w jego autentyczność.
Jackie podczas samotnej wyprawy spotyka przystojnego i uroczego Russela Dunne'a. O nim można pisać tylko same "ochy" i "achy"- po prostu- ideał mężczyzny. Zauroczona Jackie, po wielu tygodniach wspólnych tajemnych spotkań, postanawia zapoznać chłopaka z pracodawcą i... okazuje się, że "boski" Russel jest...diabłem.
Na domiar złego okazuje się, że legenda o zabitej przez mieszkańców kobiecie jest prawdą, a matka Jackie była jedną z zabójców. Stąd też została klątwa na potomkach zabójców, która zabrania wyjeżdżać z miasta.
A jaką rolę w historii pełnią "dzikie orchidee"? Diabła można było spotkać tam, gdzie rosły owe dzikie kwiaty, ich historia jest lepiej opisana w książce.
W powieści występuje wielu drugorzędnych bohaterów takich jak rodzina Forda, mieszkańcy miasteczka: Dessie, bibliotekarka, Tessa albo burmistrz "Humpty Dumpty".
Wielkim plusem książki jest narracja. Rozdziały na przemian pisane są pisane to przez Forda, to przez Jackie, dzięki czemu opowieść ładnie się zazębia i niektóre wydarzenia mamy okazję poznać z dwóch rożnych punktów widzenia.
Dodatkowo książkę czyta się lekko, szybko i wesoło. Zaskoczyła mnie lekkość z jaką pisała autorka. Książkę po prostu się "pochłania jednym tchem". No i temat ma bardzo niebanalny.
Osobiście pokochałam pana Newcomba- był taki... literacki. Romantyk o wyrazistym usposobieniu, ciekawych cechach charakteru i cudownym toku myślowym, jeśli można tak nazwać wszystko to, co kłębiło się w jego głowie.
Po przeczytaniu książki jest mi trochę smutno, że to koniec. Chętnie spotkałabym się ponownie z Fordem i Jackie. Stali się bliscy memu sercu. I mam nadzieję, że Waszym również. Opowieść o pisarzu i jego asystentce nauczyła mnie, że warto dążyć do wyznaczonych celów, dbać o stosunki z rodziną, innymi ludźmi, a przede wszystkim książka uczy, że straconego czasu nie da sie przywrócić i dlatego powinniśmy pielęgnowac każda chwilę.