Opowieści o duchach i innych zjawiskach, które ciężko racjonalnie wytłumaczyć towarzyszą mi od czasów, gdy byłem nastolatkiem i z zapartym tchem śledziłem losy Muldera i Scully, oglądałem z wypiekami na twarzy programy z serii Nie do wiary czy zaczytywałem się w magazynie Faktor X. Konsekwencją tego było oglądanie horrorów i fantastyki, ale może zostawmy to, bo zanadto zboczę z głównej drogi.
Na pewno wszyscy z Was słyszeli o Edgarze Allanie Poe. Nie twierdzę, że wszyscy czytali, tylko, że kojarzą nazwisko. Wielu uważa, że to ojciec chrzestny literackiej grozy i nawet jestem w stanie się z tym zgodzić, chociaż zawsze ciekawiło mnie skąd w XIX wieku wziął się jego fenomen. Bo to nie jest tak, że Poego odkryliśmy teraz. On był bardzo popularny również w swoich czasach. Wydaje mi się, że ludzi od zawsze fascynowało to co niezwykłe, niesamowite i zagadkowe, a książka Nocna strona natury, o której dziś Wam trochę napiszę, wydaje się jedynie to potwierdzać.
Catherine Crowe to XIX-wieczna brytyjska pisarska, która tworzyła głównie powieści i opowiadania. Jej Opowieść przyjaciółki i Nawiedzony zamek w Sławięcicach, trafiły do zeszłorocznej antologii Duchy nocy wigilijnej i chociaż na swoim koncie miała kilkanaście publikacji, to jednak jej opus magnum stała się wydana po raz pierwszy w roku 1848 Nocna strona natury, która bynajmniej nie jest beletrystyką.
Na początku miałem niemały problem, aby jednoznacznie zaklasyfikować tę książkę. Mamy tu i wydźwięk popularnonaukowy i religioznawczy, jest tu także coś z eseju i reportażu. Uznałem więc, że najbezpieczniej będzie uznać ten tytuł za literaturę faktu. Catherine Crowe - jak sama twierdzi - od lat była zafascynowana zjawiskami paranormalnymi i przez lata je badała. W Nocnej stronie natury, zebrała wszystkie zasłyszane opowieści, relacje świadków, wypowiedzi naukowców i autorytetów i stworzyła całkiem obszerną publikację o tym co niewyjaśnione. To takie XIX-wieczne Archiwum X, w którym znalazły się opowieści o zjawach, nawiedzonych domach, a czasem konkretnych pokojach, o jasnowidzeniu, przewidywaniu przyszłości, o doppelgängerach, złośliwych duchach i o takich proszących o pomoc... Właściwie cała książka opiera się na kolejnych relacjach, poprzeplatanych komentarzem autorki. Tych relacji są setki, jedne brzmią bardziej wiarygodnie, inne mniej. Każdy z Was oceni to po swojemu, ale w tej publikacji najlepsze jest to, że Crowe nie narzuca swojego światopoglądu, ani zdania. Tutaj każdy czytelnik musi wyrobić swój własny pogląd.
Do czego mógłbym porównać Nocną stronę natury? No choćby do serii The World of Lore, w której Aaron Mahnke również opowiada nam o nawiedzonym miejscach, z tym, że bardziej współczesnych. W książce Catherine Crowe przeszkadzały mi jednak jej komentarze, które brzmiały jakby wycięte z jakiejś książki naukowej. Na szczęście nie ma tego zbyt wiele, za to niektóre relacje mogą przyprawić o ciarki na plecach.
Nocna strona natury, to książka, która ma już 175 lat. Prawie dwa stulecia! I chyba właśnie w wieku tej publikacji tkwi największa magia. Pokazuje bowiem, że wcale się tak bardzo nie różnimy od naszych przodków, a pewne zagadki, mimo upływającego czasu, nadal pozostają niewyjaśnione. Cieszę się, że Wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło zaprezentować polskiemu czytelnikowi ten niezaprzeczalny klasyk. Dla miłośników zjawisk paranormalnych, jest to na pewno publikacja bardzo ważna, a dla całej reszty może być literacką ciekawostką, którą warto mieć w swoich zbiorach.
© by MROCZNE STRONY | 2023