O „Dziewczynie z sąsiedztwa” słyszałam wiele. Czy to były pozytywne czy negatywne opinie trudno powiedzieć – na pewno nie w takim rozumieniu, jakim uważamy te pojęcia na co dzień. W takim razie dlaczego? Dlaczego ta książka wywarła takie poruszenie wśród czytelników, co w niej takiego jest? Musiałam się przekonać na własnej skórze, o co w tym wszystkim chodzi. A skoro jeszcze polecana jest przez samego mistrza grozy i horroru, Stephena Kinga…
O Jacku Ketchumie słyszałam wcześniej, jednak żadna jeszcze jego książka nie wpadła w moje ręce. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że słynie z horrorów – choć ten gatunek kiedyś był mi bardzo bliski, teraz staram się omijać je z daleka, prawdopodobnie już z nich wyrosłam. Jednak horrory czy thrillery, jakie pisze Ketchum, nie są horrorami, jakie sama znam. Przekonałam się o tym po przeczytaniu „Dziewczyny z sąsiedztwa” właśnie. Dlaczego? Bo nie znajdziemy tu wilkołaków, wampirów, demonów czy jakichkolwiek innych potworów. Jedynymi potworami, jakie tutaj znajdziemy, są… ludzie. I to jest w tej książce najbardziej przerażające.
Jack Ketchum przenosi nas do późnych lat 50. dwudziestego wieku, w zasadzie jest to przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. David, wówczas dwunastoletni chłopiec, jest mieszkańcem małego miasteczka, gdzie w zasadzie znają się wszyscy w okolicy, jednak każdy zajmuje się własnym życiem i nie wtrąca w życie innych. Jednak David nawet nie podejrzewa, że wkrótce zmieni się wszystko… Bo cała historia zaczyna się w chwili, gdy do sąsiadów przybywa czternastoletnia Meg wraz z młodszą, kaleką siostrą Susan. Dziewczynki, po wypadku, w którym straciły rodziców, trafiają pod opiekę ciotki Ruth Chandler, sąsiadki Davida. Jednak Ruth nie traktuje Meg i jej siostry jak krewnych, wręcz przeciwnie, są jej kulą u nogi, co z czasem prowadzi do tragedii… Życie Meg staje się koszmarem, gdy Ruth i jej dzieci zaczynają znęcać się nad dziewczyną…
Cała historia jest opowiedziana z perspektywy Davida. Davida, który jest już dorosły, ale który opowiada nam o wydarzeniach, mających miejsce, gdy był 12-letnim chłopcem. Chociaż sam nie bierze on udziału we wszystkim tym, co przydarza się Meg, jest tego świadkiem, którym targają sprzeczne emocje. Boi się cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć, obserwuje biernie wydarzenia. A gdy zdobywa się w końcu na odwagę i pragnie pomóc Meg, wszystko obraca się również przeciwko niemu. Trochę miałam żal do Davida – że nie zrobił kompletnie nic, aby zapobiec temu, co się stało – może i sam nie mógł nic zaradzić, ale przecież mógł powiedzieć komukolwiek o tym, co dzieje się praktycznie tuż za ścianą. Bo Ruth świetnie się z tym maskuje – nadal jest zwykłą kobietą, nie zdradza się na zewnątrz niczym, jednak w obecności swoich dzieci, a potem również dzieci z sąsiedztwa staje się potworem i oprawcą Meg. Ruth, która doprowadza siebie niemalże na skraj szaleństwa – możemy śledzić jej psychikę niemalże od początku – to, jak również jej obraz w oczach Davida – najpierw lubianą i podziwianą, potem wręcz odrażającą i przerażającą sąsiadkę.
Powiem szczerze, że powieść nie porwała mnie od samego początku. Fakt, zaczyna się ciekawie, bo autor zadaje nam pytanie, czym jest ból i daje do zrozumienia, że tak naprawdę nie wiemy o nim nic. Jednak przez pierwsze kilkadziesiąt stron zastanawiałam się, do czego w ogóle ta książka zmierza tylko po to, żeby przez kolejną połowę nie móc się od niej oderwać. Tak, nie mogłam się oderwać, mimo że to wszystko jest tak przerażające i wręcz odrażające, tak okrutne, że aż trudno uwierzyć, że człowiek jest zdolny do takich czynów. Książka wręcz ocieka krwią, czujemy w powietrzu jej zapach, niemalże fizyczny ból. Tak, największymi potworami, jakiekolwiek chodziły i chodzą po świecie, są ludzie – przerażające, prawda?
Jack Ketchum, pisząc „Dziewczynę z sąsiedztwa” wzorował się na prawdziwych wydarzeniach. Nie wiedziałam o tym, biorąc tę powieść do ręki, czułam wręcz ulgę, że to tylko fikcja literacka – jakże byłam w błędzie! Jest to kolejny dowód na to, jak okrutni potrafią być ludzie. Na podstawie wydarzeń przedstawionych w książce powstał również film – cóż, na razie nie wiem, czy mam ochotę go oglądać… ale kiedyś zrobię to na pewno.
Nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Na pewno w przyszłości wezmę w swoje ręce również inne powieści Ketchuma. Na pewno trzyma w napięciu i nie pozwala ot tak odłożyć jej na miejsce, a potem zapomnieć. Jednak Ci, którzy są wrażliwi na takie historie, niech zastanowią się kilka razy nad tym, czy wziąć ją do ręki. Przeraża na wskroś. Do tej pory mam w wyobraźni te wszystkie okrutne obrazy. Nie zdziwię się, gdy czytelnik odłoży ją kilka razy, żeby wrócić do niej później – trzeba przeczytać, żeby się przekonać, o czym mówię.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/07/dziewczyna-z-sasiedztwa.html]