Odkąd przeczytałam pierwszą część słynnej sagi Millennium Stiega Larssona, czekałam na moment, aż w moje ręce wpadnie kolejna część. Pierwszy tom zainteresował mnie na tyle, że byłam ciekawa, co też autor mógł zaserwować nam w kontynuacji. Na „Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet” nie zawiodłam się, ciekawa byłam więc, czy kolejny jest tak samo dobry i czy autor utrzyma swój poziom.
Mikael Blomkvist wraz z przyjaciółmi rozpoczyna pracę nad nowym numerem Millennium. Do grona redakcji dołącza jeszcze Dag Svensson, piszący artykuł na temat rozległej siatki osób, które przemycają z Europy Wschodniej kobiety, wykorzystywane potem w branży seksualnej. Wiele z osób, należących do tej grupy, to wysoko postawione osoby w państwie, piastujące dość wysokie stanowiska. Żona Daga, Mia, zajmuje się tym samym tematem w swojej pracy doktorskiej. Jednak na krótko przed oddaniem numeru do druku para ginie, zastrzelona w swoim mieszkaniu. Zwłoki znajduje Mikael, na klatce schodowej dodatkowo policja znajduje broń z odciskami palców opiekuna społecznego Lisbeth oraz samej Lisbeth. Za dziewczyną rozpoczyna się więc pościg jako za główną podejrzaną, która w gazetach przedstawiana jest jako niepoczytalna, chora psychicznie i szalona morderczyni. Mikael jednak nie wierzy w jej winę i na własną rękę stara się odkryć prawdę. Motyw do zabójstwa bowiem miało wiele osób, których tożsamość w swojej pracy odkrył i Dag, i Mia.
Znowu, w kolejnej części sagi, spotykamy się z tymi samymi bohaterami. Mikael, poprzednio dość bezbarwny i zupełnie mi obojętny, nagle zaczął zdobywać jako taką sympatię. Lisbeth jednak zdobyła ją już w „Mężczyznach…”, a tutaj jej notowania wcale nie spadły, a nawet wzrosły. Trzeba przyznać, że Stieg Larsson stworzył dość wyrazistą, oryginalną bohaterkę, która rzuca się w oczy już na samym początku i która bez wątpienia potrafi zdobyć uwielbienie czytelnika. No bo powiedzcie, jak można jej nie lubić?
Książka poza tym wciągnęła mnie już od samego początku, nie musiałam na to czekać do połowy, jak poprzednio. Więcej jest tu zagadek, a akcja stopniowo przyspiesza, chociaż dzieje się sporo już od pierwszych stron. Zwykle, biorąc do ręki drugą część jakiejkolwiek książki nie spodziewamy się tego, że przebije ona swoją poprzedniczkę, często kontynuacje bowiem pisane są czasem trochę na siłę, są dużo gorsze. Tutaj jednak muszę przyznać – „Dziewczyna, która igrała z ogniem” jest jeszcze lepsza od pierwszego tomu sagi. Wciągnęła mnie od razu, nie pozwalała wypuścić z rąk i zaskoczyła zakończeniem. A tego kompletnie nie spodziewałam się po tej książce, jak i po całej trylogii Millennium. Dowodem na to może być choćby fakt, że całą taką cegłę, 700-stronicową, udało mi się „połknąć” w dwa dni.
Absolutnie cała ta trylogia zasługuje na uwagę, nie tylko fanów kryminałów. I wcale nie dziwi mnie fakt, że zdobyła tak wielką popularność na całym świecie. Szkoda, że sam autor tego nie doczekał, umierając na atak serca tuż przed premierą pierwszej części swojej książki. Tak spektakularny sukces mogła osiągnąć tylko naprawdę dobra książka, a saga Millennium po prostu do takich powieści należy. Kto czytał, ten po prostu musi przyznać mi rację.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/11/dziewczyna-ktora-igraa-z-ogniem.html]