Ten zbiór reportaży o Portugalii ukazał się w 2014 r., ale niewiele się zestarzał. Znajdziemy w książce opowieści o współczesności i historii tego odległego o nas kraju. Przede wszystkim o rządach Salazara, który panował w kraju przez ponad 40 lat (od 1933 do 1974 r.), były to reżim nacjonalistyczny, żeby nie powiedzieć faszystowski, mocno związany z kościołem katolickim. Rola kobiety była w nim podrzędna: „Artykuł piąty konstytucji Portugalii z 1933 roku opierał się na dwóch encyklikach Kościoła katolickiego – Rerum novarum (1891) i Quadragesimo anno (1931) – które głosiły, że naturą kobiet jest przebywać w domu, rodzić i wychowywać dzieci i w pełni oddawać się gospodarstwu domowemu.” Poza tym Portugalia podpisała konkordat z Watykanem w 1940 r. i od tego czasu rozwody były zakazane. Zatem gdy trzy autorki opublikowały w 1972 r. książkę 'Nowe listy portugalskie', gdzie pisały otwarcie o emancypacji kobiet i seksie, to zostały aresztowane pod zarzutem rozpowszechniania treści pornograficznych; rozpoczął się nawet proces sądowy, ale uwolniła je Rewolucja Goździków w 1974 r.
Ten przykład pokazuje zaściankowość i opresyjność reżimu. W reportażu o tajnej policji Salazara, PIDE, Klementowska pisze, że stosowali oni stalinowskie czy hitlerowskie metody przesłuchań, na przykład przez wiele dni pozbawiali więźniów snu. Wygląda na to, że do lat 70. praktykowano tam tortury wobec więźniów politycznych, zarzucone u nas po 1956 r. No cóż, był to reżim mocno opresyjny, na przykład pada w książce opinia, że w czasach Salazara: „nie można było siedzieć w kafejce i rozmawiać, z kim i o kim się chce.” Trochę pisze pani Klementowska jak ów reżim wpłynął na mentalność narodu, bardzo to ciekawe rozważania.
No cóż, myśmy mieli II Wojnę Światową, a potem 45 lat komunizmu w wersji sowieckiej, zaś Portugalczycy doświadczyli 40 lat faszyzmu w wersji Salazara. W tym sensie doświadczenia naszych narodów są dosyć bliskie.
Pisze też autorka sporo o współczesności tego kraju, o rasizmie, zalewie turystów i pewnej tajemniczości Portugalii: „Turyści w zderzeniu z Lizboną i tak są bezsilni.” Tu pada bardziej ogólne, i piękne zdanie: „Podróżnik zawsze tylko prześlizgnie się po ciele obcego miejsca, rzadko kiedy trafi na nerw, który poprowadzi go głębiej.”
Znakomicie to jest napisane, dostaliśmy modelowe reportaże szkoły polskiej, formalnie doskonałe, świetne skomponowane, w czasie lektury czułem, jakbym czytał Hannę Krall, Wojciecha Tochmana czy Mariusza Szczygła. Pani Klementowska z niejasnych dla mnie względów jest dużo mniej znana od wyżej wymienionych, ale z pewnością im nie ustępuje. Z chęcią sięgnę po następne książki jej autorstwa.