Listy dwóch pisarzy, z których jeden – Mrożek – z pewnością był gigantem literackim, drugiego – Herlinga-Grudzińskiego, mniej cenię. Obaj emigranci z wyboru i obaj introwertycy, jak pisze w doskonałym wstępie Andrzej Franaszek: „Mrożek i Herling należą do najtrudniejszych do przeniknienia, zamurowanych w sobie polskich pisarzy.” Więcej w książce zdecydowanie rozważań Mrożka i są one daleko ciekawsze, Herling pozostaje na marginesie.
I tak, jesteśmy świadkami wielu dylematów Mrożka, n.p w latach 60., po wyjeździe z Polski i osiedleniu się we Włoszech, waha się wciąż czy wrócić, czy nie do kraju, zastanawia się, czy jest takim typem pisarza, który usycha bez kontaktu z ojczyzną (na szczęście tak nie było).
Dostajemy też fascynującą historię powstawania wielu sztuk Mrożka, m.in. jego najsławniejszych: 'Tanga' i 'Emigrantów'. To bardzo smutne, że obecnie u nas w ogóle się go nie wystawia, czyżby się tak zestarzał, a może jest zbyt płaski dla obecnych reżyserów-modernistów? Nie wiem, ale żal, znamienne, że w czasach PRLu właściwie stale gościł na scenach.
Ciekawe są też uwagi Mrożka o Polsce, i tak, odwiedziwszy kraj po długiej przerwie w 1987 r., pisze: „Jestem przerażony stanem materialnym, umysłowym i psychicznym Polski. Jestem od tego po prostu chory, przypuszczam, że infekcja dróg oddechowych, jakiej się nabawiłem pod koniec mojego tam pobytu, ma – poza wirusem – podłoże psychiczne. (...). Coś stało się z ludźmi i to coś to jest coś sowieckiego, już nie polskiego – wyraźna różnica między teraz a sześć lat temu. Jakiś nowy, obcy i przerażający element.” No cóż, celny opis ponurych lat 80...
Bardzo interesujący jest też opis przygotowywania się autora 'Tanga' do pisania dramatu 'Wielebni' w 1998 r.: „Żeby nabrać rozpędu do pisania (w Nieborowie oczywiście), najpierw przez tydzień czytałem Herberta, Miłosza, Jasnorzewską-Pawlikowską i Mickiewicza. Chodziło mi o rozruszanie mojej mowy polskiej. Już po kilku dniach zacząłem myśleć po polsku w sposób nadzwyczajny, to znaczy taki, jakiego nie zaznałem od bardzo wielu lat, choć podczas emigracji czytywałem przecież tych samych autorów. Prawdopodobnie nastąpił przełom, a raczej włom mojego umysłu z powrotem do polszczyzny, po uprzedniej, dwuletniej już prawie jej akumulacji codziennej. Trzeba było dopiero potężnej dozy tej polszczyzny w jej najwyższej formie, żeby ten proces się dokonał. Sama tylko polszczyzna codzienna nie wystarczyła.” Fascynujące ładowanie akumulatorów polszczyzny poprzez czytanie wybitnych poetów...
Znajdujemy w książce więcej ciekawych mrożkowych rozważań, np. o różnicach między dramatem a powieścią, czy o jego stosunku Witolda Gombrowicza, innego giganta polskiej literatury. Zainteresowanych odsyłam do lektury.
Z pewnością książka jest warta przeczytania dla wszystkich miłośników twórczości Sławomira Mrożka.