Tytułowa Najdroższa to główna bohaterka i jednocześnie narratorka opowieści, która w dużej mierze utrzymana jest w formie monologu wewnętrznego.
Poznajemy jej świat, jej codzienność jej nastroje i szczątkowe przemyślenia - z perspektywy tego, co w danej chwili myśli, co oznacza że nie ma tu cenzury. Jej opinie, wnioski czy "niewypowiedziane odpowiedzi" są często cyniczne, pozbawione jakiejkolwiek empatii i egoistyczne, natomiast nigdy w tej formie nie opuszczają jej ust. Z kolei to co mówi, rzadko jest tym co akurat myśli.
Rozmowy , które prowadzi są zawsze grzeczne, idealnie dostosowane do sytuacji i nie raniące uczuć innych.
Wszakże jest ona na tyle dorosła, odpowiedzialna i dojrzała, aby dopasować się do norm społecznych. I to jej całkiem dobrze wychodzi, szkoda tylko, że kosztem własnego dobrostanu psychicznego i emocjonalnego. Nauczyła się bowiem - i to już w dzieciństwie - ukrywać emocje, nie wyrażać tego co myśli i czuje - zamiast tego mówi to co inni spodziewają się usłyszeć.
Młoda, ładna, zaradna i samodzielna, robiąca karierę w korporacji singielka bez problemów. Pozornie... ponieważ w rzeczywistości ciąży na niej obowiązek opieki nad schorowaną matką, której stan psychiczny i fizyczny coraz bardziej się pogarsza.
Uwięziona w matni obowiązków, odpowiedzialności oraz oczekiwań społecznych, nie potrafi sobie ułożyć życia. Wyszarpuje jedynie krótkie chwile dla siebie, przypadkowe relacje, konsumpcjonizm - wszystko to by znaleźć wytchnienie i trochę złudnej radości w życiu.
A żyje w ciągłym stresie, nie potrafi uwolnić się od złych myśli, przeczuć. Niewolna od czarnowidztwa i defetyzmu, stara się przekonać samą siebie, że sobie radzi.
Brak rodziny i bliskich powoduje, że opieka nad matką spada tylko na nią, a częste absencje w pracy skutkują strachem - co będzie jeśli straci pracę. Niestety, zwolnienie lekarskie przysługuje jedynie na chore dziecko... na matkę, już nie. Dochodzą zatem kolejne dylematy moralne i finansowe, dotyczące umieszczenia matki w domu opieki.
Do tego i tak wszyscy uważają, że ona nie ma zmartwień... rzucając sloganami typu "gdybyś miała dzieci, to są dopiero obowiązki".
I oto w tych skomplikowanych i niełatwych dywagacjach, bohaterka angażuje się w romans... I to podwójny... Tylko czy będzie w stanie wejść w głębokie relacje, skoro nie wyniosla tego z domu, i defacto nawet z matką łączy ją dość płytka więź? Czy raczej nadal będzie pragnąć i gonić za czymś efemerycznym, nieuchwytnym, czego nie może mieć.
Książka porusza ważny społecznie problem opieki nad starzejącymi się rodzicami i konsekwencjami jakie przychodzi ponosić dzieciom. Brak systemowej pomocy sprawia, że te dzieci są pozostawione same sobie, często nie mogąc pogodzić pracy zarobkowej z opieką, a dom opieki to nierzadko luksus, na który nie każdego stać.
Lektura nieco ciężka i przytłaczająca, chociaż skłaniająca do refleksji. Zostawia nas z pytaniami i dylematami moralnymi, przytłacza szczerością. Porusza również problem depresji i osamotnienie młodych, zagubionych ludzi, w świecie gdzie przecież wszyscy są w kontakcie...