"Dworek pod Lipami" urzekł mnie swoją romantyczno- klimatyczną okładką. Przyciągnęła oko magnetyczną siłą i trudno było się jej oprzeć. Zachęcający opis od wydawcy, tylko wzmógł mój czytelniczy apetyt. Nie pozostało mi nic innego, tylko ulec pokusie i zagłębić się w treść...
Gabriela Strzelecka to utalentowana pisarka. Ma już dość pisania łzawych czytadeł. Chce stworzyć coś bardziej ambitnego, zmierzyć się z własnym talentem i sprawdzić ile tak na prawdę są warte jej dzieła. Niestety wydawnictwo, z którym jest związana nie podziela jej entuzjazmu. Co więcej stawia jej twarde ultimatum.
Za problemami zawodowymi, stoją również te natury osobistej. Gabriela od roku jest mężatką. Zamieszkała na wsi, w domu swojego męża Marka. Nie czuje się w nim komfortowo. Nie ma tu swojego konta, nie wpływa na decyzje dotyczące domu i rodziny. Marek wiecznie nieobecny. Gosposia Lidia rządzi twardą ręką nie zważając na potrzeby nowej pani domu. Swoje trzy grosze wtrąca również pierwsza teściowa męża. Jak tu być szczęśliwą?
Pod wpływem impulsu, Gabrysia pakuje się i ucieka. Schronienie znajduje u przyjaciółki Maryli, gdzie podczas jej nieobecności ma pilnować domu i zająć się zwierzętami. Tutaj Gabrysia może przemyśleć swoje sprawy, zastanowić się nad dalszym postępowaniem. Tutaj doznaje natchnienia, tworzy powieść, snuje historię XIX wiecznej dziedziczki Celiny. Jak się ułożą sprawy małżeńskie i wydawnicze Gabrysi? Wszystkich zainteresowanych odsyłam do "Dworku pod Lipami".
Gabrysia to godna przedstawicielka naszych czasów. Sprawnie łączy pracę z miłością, przyjaźnią. Odrobinę gorzej wygląda to od strony obowiązków. Gabrysia ma cudowny dar przenoszenia się w czasie i przyglądaniu się swoim bohaterkom z bardzo bliska. Niestety kiedy jest w transie, w czasie tworzenia, nic innego się nie liczy. Potrafi spalić garnek, nie jeść, nie pić, nie zauważyć upływu czasu. Domownicy są wyrozumiali i starają się pomóc jej w tym, w czym sobie nie radzi.
Z jej pracą wiążą się również częste wyjazdy nieobecności w domu. Kobieta nie zauważa, że jej związek utknął w martwym punkcie. Kiedy spostrzega problem, trudno go rozwiązać od ręki. Dopiero drastyczne kroki, pozwalają jej i Markowi oszacować straty a potem stworzyć program odbudowy małżeństwa.
Postać Gabrieli jest tak autentyczna, że łatwo było się z nią utożsamić. Żyć jej życiem, jej emocjami.
Inne postacie wykreowane przez Annę J. Szepielak są równie godne uwagi. Na przykład Marek, wdowiec, pracoholik. Boi się stracić ukochana kobietę, ale pamiętając porażki z wcześniejszego związku, popełnia nowe błędy i nawet tego nie zauważa. Myśli, że postępuje słusznie i nie rozumie zarzutów Gabrielii. Gosposia Lidia, która zawsze wie lepiej, doprowadzała mnie do szału swoją dobrocią, uniżonością. Skoro ja się źle czułam w jej towarzystwie, to co czuła Gabrysia?
Maryla, która jest opoką, spokojem, dobrą radą. Posiada wszystkie znamiona dobrej i lojalnej przyjaciółki. Nigdy nie zawiodła i na którą zawsze można liczyć.
Anna J. Szepielak jest niezwykłą obserwatorką ludzkich zachowań, przywar, stosunków damsko- męskich. W lekki podszyty humorem sposób uświadamia nam prawdy płynące z historii i tradycji, które są niezmienne i ponadczasowe. Po pierwsze o miłość trzeba dbać. Nie wolno zaprzestać starań i dbania o swoje uczucia. Nic nie trwa wiecznie ale tylko od nas zależy jakość naszego życia. W związku bardzo ważna jest szczerość, ufność i pewne zasady, na których opiera się małżeństwo. Wtedy z góry jest wiadome, jak w danej chwili można się zachować. Jeżeli tego zabraknie, to tworzą się sytuacje podobne do opisanych w "Dworku pod Lipami".
Po drugie rodzina i przyjaźń. To oni są naszą opoką i filarem pod nasze wybory i działania. To one są podwalinami naszej tożsamości.
Jest jeszcze taki wniosek, który przyszedł mi do głowy podczas lektury książki: mężczyźni rzadko umieją czytać w myślach. Swoje marzenia i swoje oczekiwania trzeba im uświadamiać i to najlepiej w jak najprostszej formie, bardzo precyzyjnie i po prostu często z nimi rozmawiać.
Anna J. Szepielak zastosowała trudną sztukę pisania powieści w powieści. Autora była bardzo konsekwentna, zostały zachowane wszelkie normy i ramy, jakie sobie założyła. Historie dzielą wieki, język, styl. Posunięcie to przyniosło nieoczekiwane rezultaty a mnie podwójną przyjemność konsumpcji lektury. Już sama nie wiem, która opowieść wciągnęła mnie bardziej, ta Anny J. Szepielak czy ta Gabrieli Strzeleckiej...
W obu historiach można dostrzec pewną współzależność. W opowiadaniu o Celinie wyczuwa się obawy Gabrieli dotyczące małżeństwa, zatajonych sekretów, konsekwencji pewnych zachowań. Co udowadnia tylko, że zmartwienia kobiet są uniwersalne i ponadczasowe. I nie ważne jest wtedy wykształcenie, narodowość, kolor skóry, wiara czy czasy w których przyszło im żyć.