Miałam dokonać opisu wrażeń po przeczytaniu dwóch tomów, skoro już tak nieszczęśliwie dla mnie się złożyło, iż jestem posiadaczką obu, ale niestety, "Wiosny w Różanach" nie zmogłam. Książki Ziembickiej mają dość wysokie noty, więc nawet pokusiłam się o przeczytanie kilkunastu opinii. Musze pogratulować niektórym świetnie spisanych refleksji, tylko do mnie one zupełnie nie trafiają, zbyt górnolotne, jak na zawarty w książce sens, z którym przyszło się zmierzyć.
W Różanach nie znalazłam niczego podniosłego, jedyną barwną stroną opowieści są opisy przyrody natchnione spora wiedzą, bo i mnogo tu nazewnictwa roślinnego. Jednak to nie ratuje tak mdło zaprezentowanej historii miłości Zosi i Krzysztofa. Dawno nie miałam do czynienia na kartach powieści z tak niedojrzałą bohaterką (takie zachowanie mogłabym wybaczyć nastolatce). Fascynacja, o ile jest obustronna, może prowadzić do miłości, ale spotkanie się dwojga ludzi po roku, niewielka znajomość charakterów i na dzień dobry pójście z sobą do łóżka to żadna miłość. Może świadczyć o pociągu fizycznym, a nie wzniosłym i trwałym uczuciu, w którym tak chętnie rozpływa się Zosia. Nasza bohaterka ekscytuje się wyrwanymi chwilami z kochankiem jak pensjonarka, co tylko utrwala portret głupiutkiej wiejskiej dziewuchy. Takie ukazanie sprawy byłoby na miarę okresu przedwojennego. To czasy rządzące się pewnymi przebrzmiałymi już aspektami towarzyskimi, ale bardzo charakterystyczne dla ziemiaństwa, okresu Młodej Polski. A krygowanie się panny Zosi jest tu tak nienaturalny, jakbym nagle miała przed oczami bohaterki Agnieszki Wojdowicz. Tylko to, co tłumaczy Autorkę "Niepokornych", to osadzenie prezentowanych realiów w odpowiednich do tego czasach, ubrane w pewną konwencję, gdzie wszystko pasuje i nie tchnie sztucznością. U Ziembickiej niestety przedstawienie bohaterki w takim świetle wypada nienaturalnie względem czasów i całej opowieści. Zosia tak samo jak jej ojciec, są wyjęci z innej epoki, na zasadzie kalki ze starych powieści, dlatego kiepsko wpisują się nawet w ramy sielskiej "Drogi do...". Szczęśliwie autorka wykreowała dla przeciwwagi postać Marianny, mocno stąpającej po ziemi kobiety, która widzi więcej niż oczy mogą zobaczyć. Tylko czy jedna postać jest w stanie unieść ciężar opowieści rozbudowanej na kilka tomów? Nie wierzę, a sprawdzać nie zamierzam po przemęczeniu niespełna dwóch pierwszych.
Oczywiście, byłabym niesprawiedliwa pomijając osobę Zuzanny - kobiety łączącej pokolenia, która stanowi spoiwo między tym co minione, a nowoczesne. Historia i doświadczenie kontra dzisiejsza gonitwa za tym co tymczasowe. Przeplatanie wątków z teraz i przedtem oraz postaci Zuzanny i Marianny stały się ogniwem, które pozwoliło mi kontynuować lekturę. Bez tego utknęłabym pewnie gdzieś koło pięćdziesiątej strony i zatrzasnęła książkę z ogromnym niesmakiem, a tak został podarowany mi promyczek na osłodę.
Dla mnie cała historia jest niewiarygodna. Dwór w Różanach, o który z takim pietyzmem dbała Zosia zostaje sprzedany na skutek długów, których ojciec nie jest w stanie uregulować z Krzysztofem. Ale mimo tak decydującego momentu w życiu bohaterów, kobieta nie załamuje się. Ba, nawet nie ma pretensji do ojca - za kiepskie zarządzanie i brak wkładu w pomoc przy dworze, a do kochanka - za bezwzględność, do losu - za tyle zmarnowanych lat i ciężkiej pracy od świtu do nocy. A co tam. Ona raz dwa znajduje zatrudnienie w Krakowie, tu i tam dostępuje oznak uczuć od różnych mężczyzn, ale jako ta niezłomna czeka na swego ukochanego. W końcu się doczekała i zaszła w ciążę. Dalsze perypetie obfitują w szczęśliwe zakończenie, jakim jest powrót do Różan, opieka Krzysztofa, pojawienie się dziecka, a potem znów coś się psuje i tylko prawdziwi przyjaciele będą potrafili ukoić ból bohaterki. Idąc tropem takiej sinusoidy do można płodzić i kilkanaście tomów w oparciu o sielskość przyrody, mdłe charaktery i wiecznie układające się sprawy.
W moich oczach Zosia to niemalże Siłaczka Żeromskiego, tylko stylu nie mogę porównywać, bo "Droga do .." jest słabsza od niejednego harlequina. Naiwność bohaterów i przesłodzenie rozgrywających się sytuacji działa bardzo niekorzystnie na kształt powieści, która i tak raczy nas pustymi dialogami i nic nie znaczącymi, w obliczu całości, opisami.