Lubię Koontza za niestandardowość i szerokie pole tematyczne, po którym porusza się od początku podążając od fabuły ściśle kryminalnej po zapuszczanie się w fantastyczne rejony okraszone grozą. Jedne powieści są lepsze, innych nawet nie chcę dziś wspominać, a gdybym miała obstawiać przypisując "Miasto" do której z kategorii to musiałabym ją nazwać po prostu inną.
Co tym razem zaoferował mi Koontz? Rozwleczoną do granic opowiastkę o Jonaszu i niezwykłości Miasta. Historia, którą przedstawia sam bohater dzieje się na granicy realności i magii, i jest gęsto przetykana "nic-się-nie-dzianiem". Niestety, nie potrafiłam wgryźć się w treść na tyle, by ujrzeć obiecywaną szlachetność ukrytą tuż pod powierzchnią zwykłego życia. Cóż, moja strata. Tym samym ominęło mnie zapewne całe napięcie, którego nie doświadczyłam w jakimkolwiek momencie opowieści, a o którym było mi dane czytać w opiniach innych. Moje zmysły mnie zawiodły.
Historia życia opowiadana przez dojrzałego Jonasza od początku zestawiona jest z kobietą, która twierdzi że jest duchem miasta. Pearl pojawia się po to, by ukazać mu zło, jego przeróżne oblicza i zasiać w nim niepokój, strach. Zresztą czasy, które są opisywane nie należą do najszczęśliwszych w Stanach Zjednoczonych. To moment walk rasistowskich, strajków, antyrządowych niepokojów. Za to pan Yoshioki jest jak dobry duch, który staje się przewodnikiem dla zagubionego chłopca.
To, co jednych urzeknie w tej powieści, to być może właśnie narracja prowadzona w pierwszej osobie, której gawędziarski styl w przypadku prozy Koonza jest dla mnie nużący. Po przeczytaniu, "Miasto" wydaje się być zwyczajną powieścią z uroczymi wstawkami na temat amerykańskiego społeczeństwa lat sześćdziesiątych XX wieku i z mniej pasującymi mi elementami magicznymi. Niestety, senne koszmary przejmują władzę nad rzeczywistością.
Jeśli spodziewamy się po "Mieście" odkrycia mrocznego oblicza mieszkańców, to tak i nie, ale w pewnym względzie będzie nam to dane. Tak, bo owszem są tu przedstawione mroki w postaci ludzkich lęków i wyrządzanych krzywd, ale nie, jeśli myślimy, iż mechanizm przebiegu akcji powieści będzie podobny, do tego z innych książek Autora. Mnie tym razem Koontz nie przekonał. Mimo iż muszę uczciwie przyznać, że wątki paranormalne wpisują się dość dobrze w całość prezentowanego obrazu. Choć dla mnie, to na co warto zwrócić uwagę, to obyczajowość odmalowanego rytmicznie społeczeństwa, a nie literackie igraszki na granicy realnego i niewidzialnego.
*Ocena w postaci 1 gwiazdki nie jest moją zamierzoną oceną, ale koniecznością przy zatwierdzeniu recenzji. Osobiście chciałam to pole zostawić puste.