Gdybym od samego początku wiedziała, że Mia Marlowe została okrzyknięta „królową pikantnych romansów historycznych”, pewnie bardziej zastanowiłabym się nad sięgnięciem po „Dotyk Złodziejki”. Erotyki na rynku wydawniczym w ostatnim czasie nie brakuje i – powiedzmy sobie to szczerze – scenom opisywanym w większości takich książek bliżej do taniego porno niż do miłości fizycznej. Okazuje się jednak, że kiedy magazyn „Book Monthly” nadawał autorce to zaszczytne miano, doskonale wiedział, o czym mówi.
Viola Preston pochodzi z arystokratycznej rodziny, jednak fakt, że urodziła się kobietą pozbawił ją przywileju dziedziczenia i od śmierci ojca boryka się z biedą. Bez posagu, a nawet pieniędzy na codzienne potrzeby ucieka się do kradzieży. Trzeba jej przyznać, jest świetna w tym co robi, a jej talent to zasługa nie tylko zręcznych dłoni. Viola ma niezwykły dar – dotykając kamieni potrafi poznać ich przeszłość, minerały do niej przemawiają w tylko im znanym języku. Jednak ten dar może okazać się przekleństwem i stanąć na drodze miłości. Nikt nawet nie przypuszcza, że ta drobnej postury kobieta jest najzręczniejszym złodziejem Londynu i postrachem miejskiej elity. Zdolności Violi postanawia wykorzystać pewien porucznik, głęboko zżyty z narodem Indii, w którym źle się dzieje. Potrzebuje on słynnego Złodzieja z Mayfair, aby przechwycić czerwony diament, skradziony z indyjskiej świątyni. Quinn podstępem zwabia złodzieja do swojego domu, jednak jego tożsamość zbija porucznika z tropu, a jego silna wola zostaje wystawiona na próbę. Od tego momentu rozpoczyna się namiętna przygoda dwojga bohaterów, która komplikuje już i tak zawiłą sytuację.
Jeśli chodzi o bohaterów, to właściwie nie są oni wyjątkowo oryginalni, a raczej schematyczni, doskonale znani z innych romansów historycznych. Jednak nie sposób nie polubić Violi i Quinna, ona jest kobietą z zasadami, ma silną osobowość i nie boi się mieć własne zdanie w czasach zdominowanych przez mężczyzn. On natomiast, to człowiek prawy, zupełnie bezinteresownie poświęcający się dla obcego narodu, a przy tym nieziemsko przystojny, zaradny i odważny. Razem są naprawdę zgranym duetem, a ich temperamenty tworzą mieszankę wybuchową, zapewniając czytelnikowi mnóstwo rozrywki.
Jak już wspomniałam bardzo obawiałam się tej erotyki, od której całe strony miały zajmować się ogniem. Do książki podeszłam z dużą rezerwą, nie licząc na nic odkrywczego, bo przecież w tym temacie już chyba wszystko zostało powiedziane w ostatnim czasie. Pierwsze rozdziały „Dotyku Złodziejki” szły bardzo opornie, irytowało mnie dosłownie wszystko. Z czasem jednak akcja nabierała tempa i muszę przyznać, że wciągnęłam się w lekturę do tego stopnia, że ciężko było mi się oderwać. Jeśli chodzi o same sceny erotyczne, to Mia Marlowe zrobiła na mnie wrażenie. Zbliżenia między Violą a Quinnem zostały opisane w sposób subtelny, absolutnie nie przekraczający granic dobrego smaku, a mimo to rozpalający zmysły czytelnika. Nie ma tu nic z prostoty trylogii E. L. James, a namiętność jaka z czasem rodzi się między bohaterami jest naprawdę świetnie wyeksponowana. No dobrze, może wilgotna joni i twardniejące sutki mogłyby od czasu do czasu zostać zastąpione nieco innym słownictwem, ale pomijając pewną powtarzalność było naprawdę nieźle. Suma summarum, jeśli chodzi o ten aspekt „Dotyku Złodziejki” to zostałam pozytywnie zaskoczona. Drobne mankamenty znalazły się już w samej fabule. Biorąc pod uwagę fakt, iż jest to romans historyczny, wszyscy doskonale znamy zakończenie i raczej nie oczekujemy zaskoczenia. Pewne elementy niestety były dla mnie zbyt banalne, zbyt naciągane, nawet jak na romans historyczny, aby w pełni czerpać przyjemność z czytania tej książki.
Wbrew początkowym obawą „Dotyk Złodziejki” to naprawdę niezły romans historyczny. Miłośnicy (a raczej – miłośniczki) gatunku na pewno pokochają pióro Mii Marlowe, bo posiada lekkość, jaka przy tego typu lekturach jest obowiązkowa. Spotkanie z bohaterami wielokrotnie wywoła rumieńce na policzku, nie zahaczając przy tym o wulgarne opisy, budzące raczej niesmak, aniżeli pożądanie. Dla mnie zabrakło nieco zawiłych intryg, autorka bardziej skupiła się na romansie głównych bohaterów, jednak mimo to całość wypada bardzo dobrze na tle swojego gatunku.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję portalowi Sztukater.