Lubię, gdy lektury prowokują do zadawania pytań. W tym przypadku zaczęłam się zastanawiać, jak do tego doszło, że żyjemy w czasach powszechnego „nie mogę, bo kot na mnie leży”, w czasach, w których nie karmimy pupili resztkami z obiadu, a nawet wyprawiamy im imprezy urodzinowe i wydajemy dla nich książki! To co nas łączy już dawno przestało być wykalkulowaną na chłodno wymianą zasobów. Teraz głównie skupiamy się na łączącej nas relacji i nie ma co udawać, że ten proces się nie pogłębia.
Mądre głowy odkryły, że człowiek a właściwie hominid, już 2,6 miliona lat temu wpadł na to, że zwierzęta to stworzenia nie tylko bardzo przydatne, ale również fascynujące. Można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie od tamtego momentu zaczęła się nasza wspólna przygoda, prowadząca do miejsca, w którym ważniejsza od użyteczności stała się międzygatunkowa przyjaźń (myślę, że to słowo najlepiej oddaje sens tego, co chcę przekazać). Nie będę tutaj jednak wybiegać daleko w przeszłość, skupię się na tym jak dynamicznie, nasze wzajemne stosunki, zmieniły się na przestrzeni ostatniego (niecałego) wieku. Jeszcze pokolenie boomersów (1946-1964) traktowało zwierzęta głównie jako dodatek, z którym owszem mieszkali pod jednym dachem i który miał swoje potrzeby – ale nie były one ważniejsze od ludzkich. Potem nastało pokolenie x (1965-1979), które usilnie pracowało nad zmianą tego podejścia. Przełom nastąpił jednak dopiero w momencie, gdy pokolenia y (1980-1989) oraz z (urodzeni po 1990 roku), zaczęły traktować zwierzaki jako pełnoprawnych członków rodzin, do potrzeb których dostosowują pozostałe aspekty życia. Czemu tak się dzieje? Z jednej strony żyjemy w czasach szaleńczych zmian, ogromnego przebodźowania i totalnego chaosu. W tym bezładzie i zamieszaniu, zwierzęta dają nam ukojenie i są naszą stałą. Po drugie, nie oddzielamy już, tak jak miały to w zwyczaju starsze pokolenia, życia prywatnego od zawodowego, nie chcemy także znosić dyskomfortu w imię narzuconych nam sztywnych, społecznych norm. Wolimy, gdy jest naturalniej, przyjemniej – a zwierzęta pomagają nam odnaleźć do takiego przyjaznego stanu drogę. Bo jeśli im jest dobrze, to nam też.
KSIĄŻKA DLA KOTA
Podsumowując moje powyższe wywody, w 2022 roku dotarliśmy do takiego etapu, w którym, co prawda przewrotny (za co bardzie cenię Wydawnictwo Dwie Siostry), tytuł książki nikogo już specjalnie nie zdziwi. Wszak powstała do tej pory specjalnie skomponowana dla kotów muzyka, projektuje się dla nich zabawki i inne cuda, dlaczego nie miałaby więc zostać wydana dla nich książka? To ciekawa idea, nieprawdaż?
Oczywiście nie trzeba długo łamać sobie głowy, by odkryć dla kogo tak naprawdę ta książką powstała. Po pierwsze, koty nie są przecież zbytnio zainteresowane byciem „jak ludzie” (nauczyły nas jak je za tę swoją odmienność i osobność kochać), książek też raczej nie zamierzają czytać. Po drugie, zdradza nam to bardzo czytelne oznaczenie wiekowe: +4, które sugeruje wiek niekociego odbiorcy. Sądzę jednak, że z radością sięgnie po dzieło Moniki Hanulak i Grażki Lange nie tylko dziecko, ale także każdy, niezależnie od wieku, kociarz.
Omawiana Książka dla kota jest minimalistyczna i oszczędna w wyrazie. Na kolejnych utrzymanych w stonowanej, ale mocno kontrastującej, kolorystyce ilustracjach, koty prężą się w każdej możliwej pozycji, wbijając w czytelnika – lub bezczelne gołębie na parapecie – hipnotyzujące spojrzenie. Patrząc na nie, każdy, kto kiedykolwiek miał okazję obcować z kotem, powie: tak właśnie było! Koty siedzą w pudełkach, czekają na otwarcie drzwi, polują, mruczą, ganiają, miauczą, zawisają wplątane w żaluzje. Mało tutaj słów, za to dużo ciepłych emocji, radości z bycia tu i teraz oraz uśmiechu. Widać, że zwierzaki portretowała osoba, która doskonale rozumie stan bycia kotów i zwyczajnie lubi na nie patrzeć.
Muszę przyznać, że chociaż moja córa ma dopiero ociupinkę ponad dwa lata, już lgnie do tej pozycji. Kusi ją spory format i wyraziste ilustracje. Po swojemu opowiada mi o tym na co patrzy, to wskazując na kota z ilustracji, to na któregoś z naszych dwóch sierściuchów, jakby chciała powiedzieć: Mamo patrz, robi dokładnie tak samo! Myślę, że z nieco starszym dzieckiem, przy wykorzystaniu książki, można już swobodnie porozmawiać o kocich zwyczajach oraz o tym, co oznacza bycie kotem – i śmiechu będzie przy tym co nie miara.
W zaprezentowanej tutaj kociej niesforności i swobodnym byciu tu i teraz ukryło się także drugie dno. Trudno nie zauważyć, że koty, jak i dzieci, są ciekawe świata, potrafią cieszyć się chwilą i być nieskrępowanie szczęśliwe – tak po prostu. A co to oznacza w tym kontekście zostawiam wam pod rozwagę, bo wiecie „wspólne czytanie wzmacnia więź!”.
/Książkę polecają: Garfield, Filemon, Nieśmiałka, Eksploratorka i Żbiczek./
[współpraca barterowa]