"Dom ma prawie trzysta lat. Architekturą przypomina staropolski dworek. Kiedyś dookoła były pola uprawne i łąki, na których wypasano owce. Było też wiele sadów."
Okładka "Domu w Krokusowej Dolinie" już od pierwszych chwil zdobyła moje serce. Stanowiła tchnienie wiosny w ten ponury czas, gdy pogoda za oknem nie przypominała ani zimy, ani właściwie żadnej innej pory roku. Utrzymana w pastelowych barwach, przełamanych ciepłym brązem i soczystą zielenią, z wyeksponowanym domem na tle majestatycznych gór. Całość sprawia naprawdę zachęcające wrażenie, a jeśli jeszcze do tego wziąć pod uwagę nazwisko autorki, otrzymujemy piorunujący efekt. Ten, kto zna twórczość Haliny Kowalczuk wie, że opiera się ona na idealnym połączeniu powieści obyczajowych z wątkami fantastycznymi. Wydarzenia przedstawione na kartach jej książek wymykają się rozumowemu postrzeganiu rzeczywistości, wykraczają poza znany nam świat materialny.
Osobiście bardzo lubię takie historie.
"Dom w Krokusowej Dolinie" przybliża nam historię Ani, która wychowywana przez apodyktyczną ciotkę, rezygnuje z większości atrakcji oferowanych jej przez życie. W obawie przed jej krytyką odrzuca też miłość, decydując się na życie w samotności. Gdy krewna w końcu umiera, przed bohaterką otwiera się szereg różnych możliwości. Mimo lekkich obaw przyjmuje awans i decyduje się przenieść do malowniczej górskiej miejscowości. Na miejscu czeka ją szereg nieprzewidzianych sytuacji oraz ktoś, kogo w żadnym wypadku nie spodziewała się tam spotkać.
Czy Anna odnajdzie szczęście w nowym miejscu?
Po raz kolejny Halina Kowalczuk zapewniła mi relaks z naprawdę przyjemną lekturą. Choć fabuła książki nie jest może szczególnie odkrywcza, to wzbogacenie jej o różnorodne podania i legendy związane z regionem, mocno podniosło jej atrakcyjność. W powieści ponownie mamy do czynienia z rzuconą przed laty klątwą, która mocno wpływa na życie głównych bohaterów. Próby jej odczynienia to nierówna walka dobra ze złem, w której stawką jest ludzkie życie.
Jaki będzie finał tej historii?
Czy Annie uda się znaleźć miłość i szczęście, mimo nawarstwiających się przeciwności losu?
Niech Was nie zwiedzie malownicza okładka tej książki, bo poza cieszącymi oko krajobrazami znajdziemy w niej również czające się w mroku zło. Tutaj wyjście po zmroku nie było zbyt dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza jeśli miało się coś na sumieniu. W takim wypadku mogły przytrafić się naprawdę różne rzeczy. Przyznam, że czytając tę powieść wieczorem, gdy za oknem niespokojnie szumiał las, momentami naprawdę miałam ciarki na plecach. Moja wyobraźnia działała jak szalona, a ja z niecierpliwością połykałam kolejne strony.
Cieszę się, że mogłam poznać tę historię. Z przyjemnością polecę ją wszystkim pasjonatom twórczości autorki, a tych, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z jej piórem, serdecznie do tego zachęcam.
Moja ocena 8/10.