Barbara i Ralph są tak pochłonięci pracą, że coraz bardziej się od siebie oddalają. Ich małżeństwo właściwie wisi na włosku. Szansą na odbudowanie między nimi relacji i odnalezienie dawnego uczucia ma być wspólne spędzenie Bożego Narodzenia w niewielkim, położonym na odludziu domostwie w północnej Anglii. Niestety po przybyciu na miejsce okazuje się, że para nie może całej uwagi poświęcić na ratowanie swojego związku, gdyż szalejąca śnieżyca odcina dom od cywilizacji. Barbara i Ralph zostają pozbawieni prądu i ogrzewania. Z każdym dniem powoli kończą się też zapasy jedzenia, rośnie napięcie między małżonkami i wizja uratowania ich związku staję się coraz bardziej odległa. Szalejąca za oknem śnieżyca i brak porozumienia z mężem, skłaniają Barbarę do znalezienia czegoś, co zapełni poczucie samotności i pustki. Niespodziewanie znajduje ona dziennik Frances Gray - zmarłej właścicielki domu. Od razu zabiera się za czytanie, nie spodziewając się nawet, że zapiski skrywają niejeden mroczny sekret Westhill House.
Frances Gray udało się przeżyć obydwie wojny światowe. W dzienniku opisała nie tylko swoją historię, ale także nakreśliła losy całej rodziny. Sama była kobietą o bardzo silnym charakterze, na tyle odważną żeby walczyć o prawa wyborcze dla kobiet. Łamała konwenanse, zawsze miała swoje zdanie i do końca była wierna swoim poglądom. Niestety na skutek kilku pochopnych i nie do końca przemyślanych decyzji straciła szansę na związek z mężczyzną swojego życia. Na tej sytuacji skorzysta natomiast jej młodsza siostra Victoria, która wyszła za mąż za dawnego ukochanego Frances. Pozostaje pytanie: jak ta decyzja wpłynęła na relacje sióstr i jak potoczyły się ich dalsze losy?
Uwielbiam sagi rodzinne i nie ukrywam, że Dom sióstr to dla mnie przede wszystkim świetna powieść obyczajowa. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalny klimat, chwilami czułam się jakbym sama mieszkała w Westhill house. Wszyscy bohaterowie są bardzo wyraziści i wzbudzają w czytelniku całą gamę emocji. Mnie najbardziej podobała się postać Frances Gray. Choć niekiedy swoim zachowaniem bardzo mnie drażniła, to jej siła i upór z jakim dążyła do celu bardzo mi imponowały. Jest to dla mnie postać pełna sprzeczności. Z jednej strony uczucia odgrywają w jej życiu ważną rolę. Kierując się nimi Frances często podejmuje działania zupełnie nieakceptowane przez otoczenie, działa jednak w zgodzie z samą sobą. Z drugiej jednak strony bohaterka ta potrafi w niektórych sytuacjach odsunąć od siebie pewne uczucia i robić po prostu to, co należy, a nie to, co podpowiada serce. Jedno jest pewne, obok tej postaci nie sposób przejść obojętnie.
Oprócz bohaterów warto zwrócić uwagę na obraz wojny i jej wpływu na losy poszczególnych postaci. Chociaż walka toczy się w imię ważnej sprawy, to tak naprawdę największą cenę zawsze płacą pojedyncze jednostki. Nie ważne po jakiej stronie się walczy, woja zawsze niesie za sobą ogromną traumę.
Jedyne do czego mogę się przyczepić, to za słabo rozbudowany wątek kryminalny i przewidywalne zakończenie, ale jak na początku wspomniałam traktuję Dom sióstr przede wszystkim jako książkę obyczajową, więc to mi zupełnie nie przeszkadzało. Lekturę z czystym sercem polecam każdemu, kto lubi sagi rodzinne i Anglię, zwłaszcza z czasów pierwszej połowy XX wieku.