„Czy z tym domem mi do twarzy” nie jest typowym poradnikiem wnętrzarskim. Nie spodziewałam się jednak tego, jak daleko idąca jest ta jego nietypowość!
Książka stanowi rodzaj doświadczenia, podczas którego śledzimy monolog poszczególnych części Domu (tak, Domu przez duże D). Trzeba przyznać, że mają one naprawdę sporo do powiedzenia. Od historii po przysłowia, od opisu emocji, po ich dokładną analizę. Dowiadujemy się naprawdę sporo, chociaż formę przekazywania tych informacji ciężko nazwać uporządkowaną. Jest to zwyczajna rozmowa, podczas której rozmówca na bieżąco wymyśla, o czym chce opowiedzieć. Z jednej strony jest to dość naturalny sposób wypowiedzi, przez co książkę czyta się lekko i szybko. Z drugiej jednak odnaleźć konkretne fragmenty, by po do nich później wrócić.
Punktem wyjścia dla tej publikacji jest psychologia designu. Autorka porusza techniczne elementy projektowania nijako mimochodem. Tym razem najważniejsze jest stworzenie miejsca, w którym domownicy będą się czuć, jak u siebie w Domu. Pada więc dużo pytań o emocje, odczucia, czy ulotne wrażenia. Autorka posiłkuje się też licznymi przykładami, czy anegdotami mającymi lepiej zobrazować jej myśl. Wszystko to razem tworzy wrażenie bardziej opowieści o Domu, niż książki, która ma nas nauczyć wybierać poduszki. Pod sam koniec czułam się żyta z bohaterami. Co ciekawe, również klimat tej publikacji mogę ocenić jako ciepły i rodzinny (co raczej nie występuje w przypadku typowych poradników).
Ciekawym dodatkiem są też ćwiczenia, którymi autorka skłania nas, żeby zastanowić się nad swoimi emocjami, czy osobistym poczuciem piękna. Dzięki nim przekaz tej publikacji jest jeszcze wyraźniejszy. Podczas ćwiczeń pojawił się też pewna niezamierzona, jak zakładam, zabawna sytuacja. Pozwólcie, że zacytuję: „Spróbuj zatem znaleźć najbardziej frustrujący cię aspekt w relacji z miejscem, w którym mieszkasz. Na przykład niechciane przedmioty, źle ustawione meble, brak balkonu czy nieudekorowana przestrzeń”. Tu pomyślałam sobie, że to będzie coś dla mnie! Nie mam balkonu, co mnie bardzo irytuję. Byłam więc bardzo ciekawa porady, a brzmiała ona tak: „Zastanów się następnie, jak można to naprawić (…). A potem po prostu zrób to”. No i trochę w kropce jestem, bo nie wiem, co wspólnota kamienicy na to, że dobuduję sobie balkon kosztem ich podwórka.
Plusem tego tytułu jest to, że zwraca uwagę na kwestie, o których często zapominamy, a które mimo wszystko są bardzo ważnie. Nie liczą się tylko modne dodatki, czy praktyczne rozwiązania, ale takie dekorowanie wnętrz, by czuć się w nich dobrze.
Minusem są za to błędy interpunkcyjne. Jak to bywa w przypadku własnych wydawnictw, tak i tym razem parę pomyłek nie udało się korekcie wychwycić.
Domyślam się też, że nie do każdego ta forma przemówi. Osoby, które potrzebują prostych rad, bardziej technicznych rozwiązań i wskazówek, mogą się poczuć lekko rozczarowane. „Czy z tym domem mi do twarzy” to świetny punkt wyjścia do remontu. Publikacja, która zwróci uwagę na psychologię, w żaden jednak sposób nie zastąpi typowego poradnika, z prostymi, technicznymi poradami.