Marcin Mortka, poznański pisarz, tłumacz i lektor języka angielskiego oraz norweskiego, zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników do wysokich standardów. Wpierw porwał starsze pokolenie, między innymi świetną trylogią "Miecz i kwiaty", później zabrał się za pisanie dla tych najmłodszych. Sympatyczny wiking Tappi i jego przyjaciel Chichotek w mądry i zabawny sposób przedstawiają dzieciom wartości, które powinny liczyć się najbardziej w ich życiu. Mogę się pochwalić, że udało mi się miłością do tej serii zarazić pewną czterolatkę, której zawieźliśmy prześliczne kolorowe wydanie historyjki dla najmłodszych. Ciotka z wujkiem poczuwają się od początku w obowiązku, by dobrą literaturę podrzucać.
Starsze dzieci i nastolatkowie natomiast mogą wyruszyć wraz z Dorianem w kosmos w poszukiwaniu rodziców w pełnej przygód serii "Zagubieni".
Teraz przyszedł czas na drugą serię dedykowaną dla nastolatków rozpoczętą tomem "Dom pod Pękniętym Niebem".
Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby świat, w którym nagle przestaje płynąć prąd, gdy urywa się łączność? Nie ma Facebooka, Twittera, poczty. Komórki tracą zasięg. Włos się na karku jeży, wizja przeraża. W tym zwariowanym świecie po końcu świata próbuje się odnaleźć grupka młodych ludzi. Jak im to wychodzi? Rzućcie okiem.
Złego dobre początki..?
Zaczęło się jak zawsze - normalnie. Grupka siedmiorga nastolatków wyruszyła na biwak w towarzystwie indiańskiego przewodnika gdzieś daleko w góry Nevady.
To miało być "cudowne love story" - organizator całego spędu Ethan zamierzał się w końcu dobrać do Heather - prymuski i byłej redaktorki szkolnej gazetki. Byli ze sobą już jakiś czas, całowali się, ale młodemu mało. Szczególnie gdy jest się typem szkolnego "macho", który odhacza na swojej liście dziewczyny dzięki niemu już nie cierpiące z powodu "klątwy cnoty".
Od początku jednak impreza się nie kleiła, źle dobrane towarzystwo nie mogło się dogadać. Sally, najlepsza przyjaciółka Heather, wypalała jednego papierosa za drugim. Otyła i ucharakteryzowana na gothkę Wendy obgadywała znajomych ze szkoły, czarnoskóry Max rozśmieszył czymś nerda Marcusa (brata Wendy). No i był jeszcze ten kolega Marcusa, który niby przedstawił się wszystkim na parkingu, ale nikt nie pamiętał jego imienia.
Posiadywka jakoś nie szła, więc wszyscy rozeszli się do swoich namiotów. Nocą Heather obudziły dziwne wstrząsy. Zaniepokojona zbudziła Sally.
W ciemności rozległ się obłąkańczy śmiech, który zmroził obie dziewczyny. Spadł zasięg, nie ma jak wezwać pomocy. Chwilę później w ich namiocie pojawili się Ethan i Max z opowieścią o zamordowanym przez żonę traperze.
Na dodatek wokół obozowiska panoszą się dziwne, nieznane przewodnikowi stwory. Muszą zejść do schroniska Fallville. Tylko że tam witają ich strzały...
Wkrótce nastolatki dowiedzą się, że znany im świat się skończył. Tutaj nie ma już wyścigów w zdobywaniu lajków na Facebooku, oznaczania na zdjęciach. Pozostaje brutalna rzeczywistość: niewielka grupa ludzi odcięta od świata, która musi nauczyć się radzić sobie w nowych warunkach, przezwyciężyć swoje słabości i pokonać grasujące w okolicy potwory.
Na krawędzi snu...
Do lektury "Domu pod Pękniętym Niebem" przysiadłam wczoraj wieczorem i nawet nie zauważyłam kiedy zastała mnie noc. "Jeszcze jeden rozdział i pójdę spać", powtarzałam sobie tę kłamliwą mantrę. Z początku wszystko rozkręcało się powoli, a główna bohaterka z pewnością nie zyskała u mnie plusa plakatem z gwiazdorem ze "Zmierzchu". Pozostali też działali na nerwy - chcieli upubliczniać zdjęcia przedstawiające ich z alkoholem, liczyły się tylko "ćwierkania" na innych portalach społecznościowych. Pustaki, jakich codziennie można spotkać w sieci. "No wiecie, kto teraz ma mało lajków pod profilowym, ten się w liceum nie liczy", jak stwierdziła jedna dziewczyna na Facebooku.
To podejście zmienia się w sytuacji kryzysowej. Maski rozkapryszonych i nieporadnych nastolatków opadają, ukazują się prawdziwe cele i pragnienia bohaterów. Robi się ciekawie.
Akcja od momentu dotarcia nastolatków i ich przewodnika do schroniska nabrała zawrotnego tempa i nie potrafiłam oderwać się od tej książki ani na moment. Świat wokół przestał istnieć, liczyła się historia. Historia, która na spółkę z moją labradorką o mało nie przyprawiła mnie o zawał serca.
Było już trochę po północy, "Godzinie Duchów", bohaterowie spacerowali po opuszczonym mieście, nastrój był tajemniczy, w moim domu panowała cisza. I nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem. Podskoczyłam. Chwilę później zachrapała Sońka. Przewróciła się przez sen na drugi bok i naparła na drewniane skrzydło, zawiasy zawyły po raz kolejny.
W trakcie lektury nie mogłam się pozbyć skojarzeń z dwiema książkami czytanymi przeze mnie w zeszłym roku: "Zagubionymi - Inwazją" Marcina Mortki oraz "Panem Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza.
Zarówno Dorian, bohater innej wspomnianej przeze mnie książki Marcina Mortki, jak i Heather, próbują odnaleźć rodziców w zrujnowanym świecie. Owszem, chłopak podróżuje przez Układ Słoneczny, a nastolatka przemierza ulice Cracktown, jednak obydwoje budzili we mnie podobne odczucia. Tak samo trzymałam kciuki.
Ciekawym sposobem umożliwienia przeżycia mieszkańcom schroniska Fallville, zwanego później Domem pod Pękniętym Niebem, było nadanie każdemu z nich jakiegoś daru, spełnionego marzenia sprzed chwili gdy pękła ziemia i świat oszalał.
Przez moment zapachniało mi to Pieśniami z "Pana Lodowego Ogrodu". Badacze z Ziemi za pomocą nabytych umiejętności zachwiali równowagę na Midgaardzie. Opanować sytuację miał wysłany na misję Vuuko. W trakcie podróży przez planetę mierzył się ze skutkami działań swoich "ziomków" (byli różnej narodowości, ale wszyscy pochodzili przecież z Ziemi).
Bohaterowie "Domu pod Pękniętym Niebem" również otrzymują dar. Od Matki Natury? Nie wiadomo dokładnie. Wiadomo natomiast, że mogą go użyć by ochronić innych lub im zaszkodzić.
Strasznie przypadła mi do gustu kreacja Sally, córki hipiski czytającej fantastykę i słuchającej rocka. Dziewczyna była najlepszą przyjaciółką głównej bohaterki, skrycie podkochiwała się w jej chłopaku - Ethanie. To przez jej kiepskie wiersze Heather straciła posadę w gazetce szkolnej. W momencie utraty najważniejszej dla siebie osoby dziewczyna przechodzi gwałtowną przemianę. Nie mogę zdradzić więcej, by nie zepsuć zabawy. Pomruczę tylko pod nosem "Porque te vas".
Technicznie...
Okładka "Domu pod Pękniętym Niebem" autorstwa "black gear" jest prześliczna, hipnotyzująca, pełna tajemnic. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, a było to dawno temu - przed premierą książki, gdy wieści o niej zaczęły się pojawiać w internecie. Z początku myślałam, że kontrast pomiędzy czerwienią a pomarańczem będzie wyraźniejszy (tak jak na stronie wydawcy i autora), jednak rzeczywista barwa mi nie przeszkadza.
Ciekawe są też ilustrowane przerywniki między rozdziałami ukazujące między innymi zapełnione kontury sylwetek bohaterów bez narzucania czytelnikowi wyglądu zaproponowanego przez ilustratora.
Ogólnie...
Rozszalałam się z tym pisaniem dzisiaj. Choć już wkrótce mija doba od ukończenia lektury, wciąż buzują we mnie emocje, coś mnie rozsadza z radości, że trafiłam na naprawdę świetną książkę. Dotychczas przeczytane przeze mnie teksty Marcina Mortki porywały mnie na niezapomniane przygody i bawiły do łez (przy obu częściach "Karaibskiej Krucjaty" nie mogłam powstrzymać płaczu), żaden jednak nie przestraszył ("Miasteczko Nonstead" mam wciąż przed sobą). Nie spodziewałam się, że "Dom pod Pękniętym Niebem" tak mnie wciągnie i wywoła na karku ten miły dreszczyk.
Genialna książka, osobiście polecam - coby już klawiatury na zbędnych słowach nie ścierać. Nie żałuję zarwanej nocki.