Daphne du Maurier wszyscy kojarzą z "Rebeką" albo "Moją kuzynką Rachelą", albo z "Ptakami", albo w ogóle nie kojarzą. Tymczasem jest to autorka obdarzona nietuzinkową wyobraźnią i wyjątkowo lekkim piórem, już tylko dla piękna języka i zręczności w formułowaniu myśli można ją czytać, a przecież nie są to jedyne zalety jej utworów.
"Dom nad Wodą" nie jest w mojej opinii najlepszą książką Daphne du Maurier, przy czym muszę położyć nacisk na nazwisko, "nie najlepsza książka Daphne du Maurier" nie oznacza bynajmniej książki słabej w ogóle. Prawdę mówiąc uważam, że większość pisarzy powinna marzyć o napisaniu "słabej książki Daphne du Maurier", z tak poprowadzoną akcją, prostotą słowa, a przy tym z elegancją i brakiem prymitywizmu.
Głównym bohaterem "Domu nad Wodą" jest Dick Young, młody pracownik dużego londyńskiego wydawnictwa, który przyjeżdża do Kornwalii, aby pomóc swemu przyjacielowi, Magnusowi Lane'owi, w eksperymencie naukowym. Magnus, naukowiec-wizjoner, wynalazł narkotyk umożliwiający, mówiąc w dużym uproszczeniu, podróże w czasie. Przyjmując lek, którego formuła została opracowana przez Magnusa, Dick staje się obserwatorem wydarzeń, które miały miejsce w XIV wieku. Nie może na nie wpływać, nie jest widziany i nie może zostać przez nikogo dotknięty ani sam nikogo dotknąć (dotknięcie kogokolwiek/przez kogokolwiek skutkuje natychmiastowym powrotem do teraźniejszości). Lek jednak, jak każdy narkotyk, ma liczne efekty uboczne, w tym wypadku w dodatku kompletnie nieustalone, każda wyprawa w przeszłość staje się dosłownie wyprawą w nieznane, a w dodatku każda coraz bardziej uzależnia, zaś świat "nierzeczywisty" zaczyna się coraz częściej mieszać z rzeczywistym. I jeszcze bardziej w dodatku każda osoba udająca się w przeszłość udaje się tam duchem, zaś ciało zostaje w teraźniejszości i w teraźniejszości wykonuje wszystkie te rzeczy, które każe mu wykonać znajdujący się w trzynastym czy tam innym piętnastym wieku umysł. Na przykład spacerować sobie w miejscu, w którym w wieku trzynastym znajdowała się podmokła łąka albo izba gościnna szlacheckiego dworu, zaś w dwudziestym... autostrada A1? Zmienione koryto rzeki? Pas szybkiego ruchu? Osiedle domków jednorodzinnych? No właśnie. Raczej wiadomo, że dobrze to się skończyć nie może - ale nigdy, nigdy nie czytałam NICZEGO, co u Daphne du Maurier kończyła się banalną jednoznacznością.
Akcja powieści rozgrywa się w okolicach Kilmarth (gdzie Daphne du Maurier mieszkała od 1967) w pobliżu wsi Tywardreath, której nazwa, tłumacząc z języka kornwalijskiego, oznacza właśnie "dom na wodą".
Polecam, nawet jeśli niekoniecznie tę książkę, to na pewno tę autorkę.