„Sieroce pociągi” to powieść, która przybliża nieco czytelnikowi jeden z mniej znanych epizodów, który miał miejsce w historii Stanów Zjednoczonych. Tytułowe „sieroce pociągi” w latach 1854-1929 transportowały tysiące osieroconych i opuszczonych dzieci ma farmy Środkowego Zachodu. Maluchy i nieco starsze dzieci były wystawiane na pokaz przed potencjalnymi opiekunami, którzy często szukali jedynie darmowej siły roboczej. Nikt nie przejmował się warunkami, które panowały w rodzinach, do których trafiali pasażerowie sierocych pociągów, nikt ich nie kontrolował. Wystarczyło podpisać deklarację by stać się opiekunem młodego chłopaka lub dziewczyny, na których scedowano domowe obowiązki, prace w polu, czy prace w rodzinnych przedsiębiorstwach. Nie można oczywiście demonizować tego zjawiska, zapewne wiele dzieci trafiło do normalnych, kochających rodzin, jednak autorka „Sierocych pociągów” skupiła się na tej ciemniejszej stronie procesu „adopcji" . Temat, który poruszyła w swej powieści Christina Baker-Kline był diabelnie ciekawy, szkoda jedynie, że autorka nie do końca wykorzystała cały jego potencjał.
Powieść Baker-Kline dzieli się na dwie części narracyjne, które się przeplatają. Czytelnik słucha pierwszoosobowej relacji dziewięćdziesiojednoletniej staruszki, która opowiada o swoim życiu. Vivian Dyle, irlandzka imigrantka, była jednym z dzieci przewożonych w „sierocych pociągach”. Kobieta relacjonuje swoje życie wypełnione kolejnymi - przewidywalnymi dla czytelnika - dramatami. Drugim wątkiem w powieści jest historia współczesnej nastolatki, która również jest sierotą żyjącą w nieprzyjaznej jej rodzinie zastępczej. Ta część opowieści jest prowadzona przy pomocy narracji trzecioosobowej.
Molly wpada w kłopoty, kiedy chce ukraść z biblioteki książkę. Siedemnastolatka w ramach kary ma pomóc Vivian uprzątnąć strych. Losy dwóch kobiet się splatają, ale czytelnikowi przyjdzie nieco poczekać, by uświadomić sobie w jaki sposób łączą się dwie, właściwie całkowicie oderwane od siebie opowieści. To prawda, ze Vivian i Molly łączy pewna analogia losów, ale ich historie, prowadzone w zupełnie innych stylach narracyjnych, wydają się stanowić dwa oddzielne, równolegle płynące wątki fabuły. Staruszka opowiada swą historię czytelnikowi, a nie Molly – podejmuje ona swą opowieść zanim poznaje młodą dziewczynę, a więc zanim mogłaby opowiedzieć jej historię swojego życia. Dopiero gdzieś w połowie powieści autorka jakby się budzi i zaczyna łączyć wątki w taki sposób, by wydawało się, że wszystko to czego dowiedział się o Vivian czytelnik, wie również pomagająca jej siedemnastolatka.
Sposób prowadzenie narracji nie sprawdza się w tej książce, autorka zamieniła kolejność wydarzeń. Najpierw to my – czytelnicy - „słuchamy” wyznania starszej kobiety. Dopiero później pisarka wyjaśnia dlaczego bohaterka rozpoczęła snucie swej historii i jakie relacje łączą ją z pomagającą jej nastolatką. Bardzo długo zastanawiałam się po co autorka wprowadziła postać Molly, czy była ona do czegoś potrzebna? Czy Molly wnosi do fabuły coś istotnego, cennego, ważnego z punktu widzenia pozostałych bohaterów? Przecież Vivian nie potrzebuje pretekstu by opowiadać o swoim życiu - przecież jej relacja zaczyna się zanim poznaje „zbuntowaną” nastolatkę. Molly ma swój udział w rozwiązaniu historii, ale wątek z nią związany wydał mi się wypełniaczem fabuły. Historia nastolatki nie była rozwinięta, była jakimś dziwnym przerywnikiem wciskanym pomiędzy kolejne części opowieści Vivian. Pisarka nie pokusiła się nawet o sensowne zamknięcie jej wątku.
„Sieroce pociągi” to wzruszająca powieść, nie przeczę, ale ma ona jednak swoje wady. Historia Vivian jest ciekawa, ale w wielu miejscach przewidywalna. Wątek Molly mnie nie zainteresował, wydał mi się wepchnięty na siłę. Hollywoodzkie zakończenie powieści wydało mi się pisane na chybcika - byle szybko zakończyć i byle wszystko skończyło się dobrze. Zakończenie powieści jest pozytywne, ale bardzo mocno trąci nieprawdopodobieństwem.
Na pierwszy rzut oka Christina Baker-Kline napisała poruszająca powieść o dwóch sierotach, które szukają swego miejsca na Ziemi. O dwóch opuszczonych dziewczynach, które przystosowują się do warunków panujących w kolejnych rodzinach zastępczych. Gdyby powieść została jednak odarta z atrakcyjnego, historycznego tła, to w rękach czytelników pozostałaby przeciętna powieść obyczajowa powielająca znane schematy. To prawda, że wzruszałam się w odpowiednich momentach, kilka razy uroniłam nawet łzę, ale podczas lektury cały czas towarzyszyła mi świadomość, że wiem jakimi motywami posłuży się za chwilę autorka.