Nie ma chyba osoby, której nie byłaby znana postać Sherlocka Holmes’a. Angielski detektyw o niebywałej umiejętności dedukcji, który wraz z partnerem doktorem Watsonem, rozwiązywał mnóstwo tajemniczych spraw. Tym razem mamy jednak do czynienia nie z nim, a z pewną niezwykle inteligentną i przedsiębiorczą kobietą. Kobietą, która jako jedyna przechytrzyła nawet Sherlocka Holmes’a!
Jak opisać Irene Adler? Piękna, sprytna, kreatywna, z umiejętnościami aktorskimi i talentem muzycznym. Potrafi sobie zjednać prawie każdego kogo spotka, a jak się czymś zainteresuje, to drąży tak długo póki nie dotrze do setna sprawy. I tak było tym razem. Pewnego dnia pojawił się w w Londynie jubiler Tiffany, z pewną dość tajemniczą sprawą do rozwiązania, która dotyczy zaginionego brylantowego pasa Marii Antoniny. Aby rozwikłać zagadkę zatrudnia jednocześnie Holmes’a i Adler. Oboje zaintrygowani podejmują się dotrzeć do tej zagubionej błyskotki, jednakże w pewnym momencie śledztwo staje w miejscu, z powodu kufra pełnego… no właśnie tego wam nie powiem. Musicie się przekonać o tym sami ;)
Irene jest jedną z najbardziej genialnych, kobiecych charakterów z jakimi spotkałam się do tej pory. Jej samodzielność , przenikliwość a także umiejętność dopasowania się do jakiejkolwiek sytuacji, to tylko niewiele z jej cech, które cenię. Ta kobieta NIGDY nie stoi w miejscu: gdy nie rozwiązuje jakiejś zagadki to rozwija swoją karierę jako śpiewaczka, gdy kariera stoi w miejscu, to zaczyna zalecać się do… księcia! Uwielbiam ją za aktywność i żywiołowość. Nie ma takiej rzeczy, której by się nie podjęła, gdyż nie istnieje dla niej coś takiego jak konwenanse. Mimo iż wielokrotnie posuwa się nawet do naruszenia prawa, to zawsze stara się nie szkodzić drugiemu człowiekowi. Ma swój własny system moralny i nie obchodzi ją czy ktoś pochwala to co robi, czy nie.
Carole Nelson Douglas jest amerykańską pisarką, która na swoim koncie ma nie tylko serię o Irenie Adler, lecz także kilka innych. W „Dobranoc, Panie Holmes” udało się jej oddać klimat XIX-wiecznej Anglii i panujących tam wtedy układów społecznych. Z ciekawostek dodam także, że jest w tej powieści nawet kilka zdań o Polsce, Warszawie i Wiśle. Narracja prowadzi koleżanka Irene, córka pastora, którą Adler poznała przed przypadek w Londynie i uratowała od bezdomności. Ona także jest bardzo przyjemną postacią w tej książce, a jej trzeźwy umysł często wspiera naszą główną bohaterkę. Powiedziałabym, że jest takim żeńskim wydaniem Watsona.
Książkę o pani detektyw przeczytałam jednym tchem. Technicznie bardzo mi przypadła do gustu czcionka, która została wybrana do tej powieści, a także do tytułów rozdziałów. Muszę tez wspomnieć o okładce, która także jest moim zdaniem bardzo przyjemna dla oka. Ładna kobieta w ślicznej zielonej sukni ze szkłem powiększającym w ręku, stojąca na tle Londynu. Ślicznie dobrane kolory zdecydowanie oddają klimat książki, która znajduje się za obwolutą.
Podsumowując stwierdzam, że jestem za- chwy- co-na! I bardzo się cieszę, że mam już kolejny tom, ponieważ Irene i jej sposób bycia bardzo podziałały na moją wyobraźnię. Jeżeli mimo mojej bardzo pochlebnej recenzji, nadal nie jesteście przekonani to pozostaje mi tylko zacytować szanownego Sherlocka :
„Ta kobieta nie ma sobie równych!”