Książka opowiada o Martynie, nazywanej Kurą, która pochodzi z nie najlepszej rodziny. Ojciec pije, macocha także. Jest zamknięta w sobie, odtrąca innych oprócz swojej babci, prababci oraz przyjaciółki, Nelsona. Biedna Martyna musi stawić czoła zalotom Grzesia i Leona oraz poznać samą siebie. Jak jej to pójdzie?
Zacznijmy od tego, że to pierwsza książka polskiej autorki jaką czytałam od wielu lat. Zraziłam się po jednej i przy następnym razie, gdy widziałam polską książkę, omijałam ją szerokim łukiem. Ostatnio byłam na targach, więc zdarzyła się okazja i dostałam tą książkę razem z autografem Agnieszki Gil, więc czemu nie zrobić ponownego podejścia do polskich autorów? Tak też zrobiłam i jestem niezmiernie szczęśliwa, że się udało. Książka jest naprawdę (wybaczcie, nie mogę znaleźć innego słowa, choć wiem, że to nie jest do końca poprawne w języku polskim) fajna. Smutna a zarazem wnosząca coś do życia. No i akcja dzieje się w moim rodzinnym mieście co mnie bardzo cieszy (muszę się przyznać, że czytałam i nie znałam niektórych miejsc, więc jestem bardzo szczęśliwa, że poszerzyłam swoją wiedzę o Wrocławiu).
Martyna jest nazywana Kurą. Lubię gdy książce są używane przezwiska, ponieważ za każdym zawsze kryje się jakaś ciekawa historia. Kura wiedzie, jak już wspominałam, smutny żywot. Mama umarła, gdy Martynka była jeszcze dzieckiem, ojciec jakiś czas potem związał się z Niuśką, która sprowadziła go, krótko mówiąc na dno. Teraz dziewczyna musi żyć w domu, w którym albo rodzice są upici albo na nią krzyczą. A co najciekawsze, babcia Kury nie ma pojęcia co się dzieje u Martyny w domu. Dziewczyna stara się spędzać jak najwięcej czasu poza domem, w którym i tak siedzi tylko w swoim pokoju, zamknięta na klucz, izolując się od rodziców. Książka zaczyna się od powrotu Martyny z obozu. Kura wraca do domu z Grzesiem, kolegą, i nagle lądują w łóżku (właściwie to nie do końca). Grześ zakochany po uszy, a Martyna obojętna, nie nauczona jeszcze wyrażania uczuć oraz tego, że z ludźmi trzeba dużo rozmawiać. W pierwszy dzień szkoły, w LO IX Leon zauważa ubierającą się na czarno dziewczynę z mrocznym makijażem. Ta od razu wpada mu w oko. I zaczyna się rywalizacja o serce Kury. Ale czy ona potrafi któregoś wybrać? Z czasem pojawia się jeszcze nowy przyjaciel-Maciek, który jest na studiach. Martynie się wydaje, że jest jedyną osobą (oprócz Nelsona), która potrafi ją zrozumieć i może mu powiedzieć wszystko. Ale czy dojdzie do nich do czegoś więcej oprócz przyjaźni?
"Wśród roślinności, skał i szemrzącej wody budziło się jakieś nieznane odczucie,
coś jeszcze nieokreślonego i trudnego do nazwania. Roślina, która kiełkuje
nie w ziemi, lecz w sercu. Taka malusieńka, że nie wiadomo było nawet, w czyim
sercu wschodzi. A czy przeżyje, zanim ujrzy światło dzienne,
tego nie mógł wiedzieć nawet najlepszy ogrodnik."
Wielu kochasiów mamy w tej książce, więc sądzę, że jeśli ją przeczytacie na pewno będziecie mieli swojego faworyta. Osobiście, nie mogłam się zdecydować pomiędzy Leonem a Maćkiem. Leonem jest stu procentowym romantykiem, nazywającym Kurę Księżniczką. Zabierał ją do muzeów, parków, na rejsy statkiem oraz na narty. Ze świecą szukać takiego w tych czasach. Lecz jest jeszcze Maciuś, student grający na gitarze, kochający herbatę z jaśminem oraz potrafiący dobrze wytłumaczyć matematykę. Uśmiechnięty od ucha do ucha idzie przez świat. Dylemat mam do teraz. Kogo wybrała wam oczywiście nie zdradzę, choć mogę powiedzieć, że zakończenie jest zarazem przewidywalne i zaskakujące. Nie wiem jak pani Agnieszka to zrobiła, ale to mi się bardzo spodobało.
W książce głównym wątkiem jest kogo Kura wybierze oraz jej podróż przez życie. W czasie jej podróży poznajemy jej nową sąsiadkę ze szczęśliwej rodziny. Przez większość książki Lidia, tak się nazywa sąsiadka, nie jest ważna dla Kury, a dokładniej jej relacje z nią są bardzo chłodne. Jednak pod koniec książki staje się coś, dzięki czemu dziewczyna się przekona do Lidki i bardzo się cieszę, ponieważ ją polubiłam. Mamy też wątek z kobietą, która się włóczy po ulicy z małym dzieckiem. Niby mało ważne, ale w pewnym momencie przez nią świat Kury staje na głowie. Ten wątek był troszkę słaby według mnie, naciągany, ale świat Kury zmienił. W dobrą czy złą stronę? Tego już wam nie zdradzę ;)
"Miłość krąży po orbicie w niebiańskim czajniczku. Myślę, że on musi być niebieski, skoro
od dawna nurza się w błękicie. Ma ładnie wygięty dzióbek i pokrywkę. Wygląda jak emaliowany. Jest maleńki, nie widać go przez teleskopy. Gdyby podnieść pokrywkę, miłość mogłaby się z niego
wydostać. Albo gdyby ktoś go przechylił, toby się wylała. Może na Ziemię? Jednak czajniczek,
niedościgły, niedosiężny, cyrkluje z dala od nas."
Ogólnie moje odczucia po książce są dobre. Jedyne co mi się nie podobało to, że Niuśka nosiła także przezwisko Starej. Nienawidzę tego słowa, jak ktoś go używa czuję, że nie ma szacunku do swojej mamy, która dała mu najlepszy prezent jaki można dostać, czyli życie. Wiem, że to było po to, aby wyrazić wstręt Kury do Niuśki, ale sądzę, że nawet bez tego by się to zauważyło.
Jest to jednak jedna z tych książek, których historia mogła się zdarzyć na prawdę. Kto wie czy takie coś nie dzieje się w bloku obok albo na ulicy koło szkoły? Pisane lekkim językiem, jak większość książek dla młodzieży, z dużą ilością związków frazeologicznych. Książka nie jest napisana tak, że nie możemy się od niej oderwać, choć przyjemnie się ją czyta. Historię nie widzimy tylko z perspektywy Martyny, ale także Grześka, Leona, Nelsona i innych. W książce był chyba tylko jeden moment, w którym akcja przyśpieszyła, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ książka, choć opisuje w kółko powolne życie Martyny i tak miała w sobie coś co nie dawało czasu na nudę. Podsumowując, książkę polecam dziewczynom, może tak do wieku 20 lat. Znajdziemy w niej wiele lekcji, smutnych momentów, ale także takich, w których aż ma się ochotę roześmiać na głos. Jeśli, któraś z was dziewczyny jest zagubioną nastolatką to jak najbardziej wam polecam tą książkę. Może jakoś was nakieruje :) Mam nadzieję, że kiedyś będę miała możliwość sięgnięcia po jakąś inną książkę tej autorki i muszę podziękować pani Gil za danie mi wiary w polskich autorów :)