"Krwawe cesarzowe" Judith Herrin to zdecydowanie więcej niż przyzwoita książka.
Autorka zajmuje się trzema kobietami, które wycisnęły swoje piętno na Bizancjum i jego polityce: Irenie, Eufrozynie i Teodorze.
Nim zajmie się nimi, przedstawi jednak czytelnikowi Cesarstwo Bizantyjskie, jego zwyczaje, strukturę, sposób zarządzania imperium, sposób działania dworu władcy, ceremoniał oraz kwestie ikonoklazmu i ikonodulii, które miały niezwykłe znaczenie dla kształtowania się ortodoksji.
To wprowadzenie jest, moim zdaniem, niezwykle ważne, ponieważ my, przyznający się do "dziedzictwa kultury Zachodu", znamy zwykle lepiej sposób działania i sprawowania władzy w starożytnym Rzymie, niż w Konstantynopolu, który był jego następcą w tak wielu aspektach.
Książka jest rzeczowo napisana, dobrze udokumentowana. Herrin informuje czytelnika, jak pracowała ze źródłami i co było źródłem. Bibliografia, podana po każdym z rozdziałów jest godna polecenia. Można w niej znaleźć pozycje do dalszej lektury.
Przyglądając się postaciom trzech cesarzowych Judith Herrin nie traci z oczu dowódców i generałów, eunuchów, patriarchów i mnichów, wszystkich tych, którzy kształtowali politykę i mieli wpływ na życie i rozwój Konstantynopola.
Książki Judith Herrin nie czyta się jak pozycji Regine Pernoud, nie. To mniej fabularyzowana, bardziej "gęsta" lektura, której trzeba poświęcić zdecydowanie więcej uwagi. Ale każda minuta czytania była cenna, zapewniam.
Co mnie zirytowało w tej pozycji nie jest winą autorki, tylko wydawnictwa.
Spójrzmy na tytuł: "Krwawe cesarzowe". Fajny, prawda? Od razu wiadomo, o czym będzie. Right...
Tymczasem, kiedy czytamy książkę uważnie, to zobaczymy, że w "Podziękowaniach", które książkę otwierają, autorka używa tytułu "Kobiety w cesarskiej purpurze", który to tytuł lepiej oddaje oryginalne, angielskie "Women in purple". Judith Herrin w swoim tytule robi aluzję do ulubionego koloru cesarzy i ich rodzin, do barwy, która była wyróżnikiem rodów cesarskich. Oni i chodzili w purpurze, i w niej się rodzili, i w niej byli grzebani. Mężczyźni i kobiety.
Zmianę tego tytułu, na lepiej "sprzedający", czyli na "Krawe cesarzowe" uważam za chwyt obrażający moją, czytelniczą, inteligencję.
Wiecie... kobieta u władzy może mieć dwie legendy; czarną (mordercza, krwawa suka) lub różową (rozwiązła i występna). No dobrze, może mieć i białą (czysta, cicha, dobra żona, szybko umarła).
Myślałam, że z takim typem podchodzenia do badania historii skończyliśmy. Myliłam się.
Czy zatem Irena, Eufrozyna i Teodora były krwawe? Nie da się ukryć, były. Czasy, w których żyły takie były. Czy różniły się od władców z parą chromosomów XY, od mężczyzn? Nie, nie różniły się. Popełniały takie same błędy i podobne zbrodnie. Miały na swoim koncie tyle samo osiągnięć, co klęsk.
Władza, jak prawda, nie ma płci.
Warto sięgnąć po książkę Judith Herrin. Warto poznać trzy silne kobiety - władczynie, a przede wszystkim warto zanurzyć się z niezwykły i słabo nam znany świat Bizancjum, którego my także jesteśmy dziedzicami.