„Do zakochania jeden urok” to książka Ludki Skrzydlewskiej wydana przez Wydawnictwo Kobiece [współpraca reklamowa z @wydawnictwo.kobiece]
Szczerze mówiąc, przeczytałam dość sporo książek o tematyce magicznej. Czarownice, wiedźmy, magia, uroki, klątwy, ukrywanie magii w niemagicznym świecie, czy wręcz przeciwnie – magia jako coś zupełnie normalnego wśród istot wszelakich. Czy „Do zakochania jeden urok” było w stanie mnie czymś zaskoczyć? Nawet nie wiecie, jak bardzo!
Przede wszystkim, autorka posiada umiejętność szybkiego prowadzenia akcji, podczas której czytelnik się nie gubi. A to też nie jest takie oczywiste i naturalne wśród autorów. Od początku jest ciekawie, jesteśmy wprowadzeni w realia głównej bohaterki za sprawą jej codzienności, rodziny, przyjaciół. Margo McKenzie pochodzi z magicznej rodziny, aczkolwiek magii nie używa. Jej krewne, należące do jednego z najpotężniejszych klanów czarownic w Szkocji, nie mogą tego zdzierżyć i traktują Margo jak czarną owcę w rodzinie. W końcu dziewczyna mogłaby życie sobie poukładać za pomocą magii, mogłaby wszystko usprawnić i polepszyć, a jednak tego nie robi. Mogłaby się przydać rodzinie, praktykując. Co zatem robi, jeśli nie zajmuje się magią? Pracuje, czyta książki, opiekuje się kotem Chandlerem i chodzi na randki, które przeważnie są dla dziewczyny tylko rozczarowaniem. Krótko mówiąc, Margo żyje jak zwykły śmiertelnik. Margo żyje jak każdy z nas.
Pewnego dnia jednak, gdy Margo spotyka się ze swoją przyjaciółką, na stół zostaje wyłożone wino i… czary. Margo, za namową Charlie, rzuca czar, który ma sprowadzić dla niej idealnego faceta. Wszystko ma być bezpieczne i tylko dla rozrywki, ponieważ Margo nigdy-przenigdy nie używała magii, w sumie nawet jej to nie wychodziło, gdy ciotki próbowały coś z niej wykrzesać, więc… co może pójść nie tak? Ano właśnie to, że chwilę później ów dżentelmen pojawia się w życiu Margo.
Theo Thorne kupuje dom, o którym Margo zawsze marzyła. W ogóle facet jest ideałem, no bum cyk cyk takim, jakiego sobie wyczarowała. Ale przecież to nie mogło się udać. Nie mogło, prawda? A jednak Theo, jak żywy, jest. Niewinne słowa rzucone na wiatr przy akompaniamencie przypraw, świec i krwi, sprawiają, że życie Margo zostaje wywrócone o 180 stopni.
Bardzo podobało mi się to, że w książce dzieje się naprawdę wiele, a nie jest trudno nadążyć za akcją. Do tego naprawdę nie ma ani chwili nudy. Niekiedy dzieje się więcej, niekiedy mniej, ale i tak śledzimy losy bohaterów z ogromnym zaciekawieniem. Kibicujemy im, chcemy ich poznać, chcemy wiedzieć, jak ta historia się zakończy. A szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że zakończy się w taki sposób. Gdyby ktoś podetknął mi pod nos dwa kolejne tomy, to przeczytałabym je od razu. Książka trafia już do mojego top topów, a jeszcze liczę na to, że przy kolejnych tomach z cyklu autorka opowie nam więcej o wykreowanym świecie.
Bardzo się cieszyłam, że autorka nie postawiła na taką banalną historię miłosną, przewidywalną i aż do porzygu przesłodzoną. Pewnie, relacje głównej bohaterki z płcią przeciwną są ważne, ale nie są najważniejsze. Nie jest to romans-romans, którego można było się spodziewać. I jak dla mnie – to dobrze! Mamy porządnie rozbudowaną historię rodzinną, magię, uroki, czary, klątwy i walkę ze złem. Autorka pokazuje również istotę relacji rodzinnych, przyjaźni, zaufania. Pokazuje istotę współpracy, szczerości, zrozumienia.
W książce pojawia się również wątek straty, cierpienia, braku umiejętności poradzenia sobie z ciężkimi wydarzeniami. Pojawiają się także traumy z dzieciństwa, konsekwencje działań i podejmowanych decyzji.
Dodatkowo każda postać, która pojawiała się w książce, wnosiła coś zupełnie innego. Każdy się wyróżnia, zapada nam w pamięć. Dlatego też szczerze polubiłam rodzinę Margo.
Muszę jednak dodać, że w książce pojawiają się dość brutalne opisy w stosunku do pewnego zwierzęcia. Nie jest tego dużo, ale jest to istotne dla fabuły i ja osobiście miałam ciarki.
Jeśli macie ochotę na książkę o rodzinie czarownic, książkę, której akcja pędzi na łeb, na szyję, czy też książkę, na której się zdecydowanie nie zawiedziecie, to sięgnijcie po „Do zakochania jeden urok”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.