„Obudzić szczęście” Susan Wiggs
wyd. Mira
rok: 2011
str. 444
Ocena: 4,5/6
Książka stała na mojej półce już od jakiegoś czasu. Nie mówię, że nie było mi z nią po drodze, ale musiała poczekać na odpowiedni moment w moim życiu. Taki moment nadszedł i z wielką przyjemnością zabrałam się za lekturę powieści „Obudzić szczęście” autorstwa Susan Wiggs. Już sama okładka zachęca czytelnika do sięgnięcia po tę lekturę… latem. Powiem więcej… zachęca do przeczytania jej wylegując się na plaży. Niestety nie udało mi się zrealizować planu ze wspomnianą plażą, ale zdecydowanie sięgnęłam po nią podczas wakacji. Jakie to było doświadczenie? Zaraz się przekonacie.
Sarah Daly jest dwudziestosiedmioletnią szczęśliwą mężatką. Ma cudownego, kochającego męża, wspaniałą teściową i kochającą rodzinę. Kilka razy w miesiącu odwiedza klinikę leczenia niepłodności i poddaje się inseminacji. Dlaczego? Bo ponad życie kocha Jacka, a on pragnie potomstwa, którego najprawdopodobniej nigdy nie mógłby mieć tradycyjnymi metodami. Choroba Jacka zmieniła podejście Sarah do wielu spraw, w tym do posiadania dzieci. Uznała, że nie ma na co czekać, życie jest za krótkie by wciąż czekać na dzień jutrzejszy. Zapragnęła dziecka i z dnia na dzień to pragnienie w niej narastało. Jak więc doszło do tego, iż znalazła się w klinice sama? Jak mogła leżeć na fotelu bez wsparcia męża? Jak mogła mieć nadzieję, że tym razem uda jej się zajść w ciążę, jeśli nie było przy niej ukochanego? Co miałaby powiedzieć w przyszłości dziecku? Kochanie, tatusia nie było przy twoim poczęciu? Nie, zdecydowanie to nie był dobry dzień na powiększanie rodziny. Ale przecież to nie była ostatnia szansa, prawda? Sarah postanowiła, że następnym razem mąż będzie przy niej. Tylko… czy on też tego będzie chciał? Czy Jackowi wciąż zależy na posiadaniu potomstwa? Czy faktycznie nie może dać Sarah upragnionego dziecka bez stosowania sztucznych metod zapłodnienia? Czy ich życie naprawdę jest takie idealne, a między parą istnieje idealna harmonia? Co takiego przytrafi się Sarah, że z dnia na dzień postanowi zniknąć? Chcielibyście się dowiedzieć? Nic prostszego, wystarczy sięgnąć po książkę i poznać historię niezwykłej autorki poczytnych komiksów.
Lektura powieści pochłonęła mnie już na samym wstępie. We wprost niespotykany sposób zaczęłam utożsamiać się z główną bohaterką. Stawiałam się na jej miejscu i zastanawiałam się, co sama poczęłabym w poszczególnych sytuacjach. I co tu ukrywać. Pokochałam Sarah Moon, jej alterego Shirl i wiele innych postaci wspaniale wykreowanych przez Susan Wiggs. W powieść wsiąkłam kompletnie i za każdym razem gdy zmuszona byłam odłożyć ją na półkę, myślałam o dalszych losach bohaterów. Jeśli mam być zupełnie szczera, zdecydowanie bardziej do gustu przypadła mi pierwsza połowa książki. Czemu? W trakcie jej lektury Sarah wydawała mi się znacznie dojrzalsza i rozsądniej postępująca. Wraz z rozwojem akcji jej działania były coraz mniej przemyślane, a miejscami wręcz niezwykle irytujące. Nie oznacza to jednak, że były one nieprawdziwe. Bo, niestety, znam wiele kobiet postępujących właśnie w taki, a nie inny sposób.
Susan Wiggs postarała się i zaprezentowała nam lekturę, której nie można zaliczyć do gatunku „typowego romansu”. Bohaterka nie rzuca się w ramiona pierwszego napotkanego mężczyzny, nie zmienia facetów jak rękawiczki, nie rzuca się w wir imprez i nie postanawia skończyć swojego życia, gdy okazuje się, że to, co do tej pory wydawało się jej takie pewne, nagle zniknęło. Po prostu zaczyna życie od nowa i stara się postępować zupełnie inaczej niż dotychczas. Jak to się kończy? Czy uda jej się osiągnąć to, co sobie założyła? Czy odnajdzie swoje szczęście? Przekonajcie się sami
Do lektury zachęcam przede wszystkim kobiety, ale i niejeden mężczyzna znajdzie na stronach powieści „Obudzić szczęście” coś dla siebie. Powieść napisana została w trzeciej osobie i zwykle przedstawia świat widziany oczyma Sarah. Nie ogranicza się jednak tylko do jej punktu widzenia. Styl autorki jest bardzo przyjemny w odbiorze, co sprawia, iż strony przelatują czytelnikowi przed oczami z niebywałą prędkością. Poszczególne części powieści poprzecinane są zabawnymi rysunkami, wycinkami z komiksów Sarah Moon, które sprawiają, że człowiek nie może doczekać się kolejnego przerywnika. Nieco słabiej napisana druga połowa powieści nie ma znaczącego wpływu na odbiór jej przez czytelnika. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić Was do lektury. W końcu… mamy wakacje, a wakacje bez romansu, to wakacje stracone.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira, za co serdecznie dziękuje :)