„Zapominamy to, co chcemy pamiętać, a pamiętamy o tym, o czym chcielibyśmy zapomnieć.”
Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Te pytania od wieków dręczą ludzkość. Im dłużej głowimy się nad możliwą odpowiedzią na nie, tym bardziej wydaje się ona niepełna. Jeżeli zawiedzie nas filozofia, która powinna z założenia pomóc odnaleźć swoje miejsce i rolę na świecie, co pozostaje? Wewnętrzny mrok, pustka. Podobny motyw odnajdziemy również w jednej z najsłynniejszych powieści amerykańskiego prozaika, Cormaca McCarthy'ego. Do bólu prawdziwej, zostawiającej trwały ślad w umyśle.
Czasy bliskie współczesności (druga połowa XXw). Spalona Ameryka, pogrążona w ciemności i kurzu, który przesłania niebo. Siarczysty mróz, pękające kamienie i padający, szary śnieg, który nieustannie pokrywa powierzchnię ziemi. Na niebie nie ma ani jednego ptaka, żadnego zwierzęcia, gdzieniegdzie tylko bandy kanibali. Pewien straszliwy kataklizm zniszczył większość życia na planecie. W takich warunkach, z takim tłem, swoją wędrówkę rozpoczynają ojciec i syn. Przemierzają zniszczony kraj, kierują się ku wybrzeżu. Co tam zastaną? Przed nimi długa, niebezpieczna i niepewna droga w nieznane. Tam, gdzie nie ma już ani przeszłości, ani przyszłości. Jest tylko tu i teraz. Umarła nadzieja, ale dopóki bohaterowie żyją, łączy ich wyjątkowa więź - miłość.
W tej książce, niezwykle krótkiej, uwidacznia się cały kunszt autora. Tutaj nie ma szczęścia, żadnych głębszych uczuć. Jest tylko rozpacz, przerażeni ludzie. Istoty zdegradowane emocjonalnie, wypalone, odseparowane od tego pierwiastka człowieczeństwa. Odklejone od życia, obojętne na wszystko, zarówno dobro, jak i niewyobrażalne zło, w każdej możliwej postaci. Pogrążając się w lekturze, coraz dokładniej obserwujemy prawdziwą walkę bohaterów o przetrwanie, o każdy kolejny dzień. Dobro jest jedynie kropką wielkości mrówki, ale wciąż istnieje. Wokół okrucieństwo ludzi, kanibalizm i spalona ziemia. Czy w takim świecie można przetrwać?
Cechą tej powieści, której nie można pominąć, jest kreacja bohaterów. Ojciec i syn. Dwa istnienia ludzkie, które trzymają się siebie jak brzytwy, mimowolnie i kurczowo. Ojciec już wie, że nie ma zbyt wiele czasu i wkrótce spotka się z nieuniknionym. Dziecko jest niewinne, nieświadome rozgrywającego się wokół dramatu i jego konsekwencji. Zapewne dlatego zadawane przez chłopca pytania dla niego samego nic nie znaczą, a potrafią przerazić dorosłych. Toczone między bohaterami rozmowy dotyczą bardzo uniwersalnych i trudnych tematów. Mowa tu o śmierci, końcu, zarówno świata, jak i istnienia. To może dodatkowo przerażać. Lekkość poruszania podobnych tematów wywołuje w Czytelniku jedynie bezradność i dogłębnie nim wstrząsa. Nie da się przecież walczyć z nieuniknionym.
Tytuł dzieła należy rozumieć wieloznacznie. Na jego interpretację składają się dwie zasadnicze warstwy. Pierwsza z nich jest rozumiana dosłownie. To droga, przemieszczanie się z miejsca na miejsce, wędrówka wiecznych tułaczy. Ludzi pozbawionych nadziei. Nie wiadomo właściwie, jaki będzie ich koniec. Drugie dno tytułu to metafora. Wnikanie w głąb człowieka. Stawianie uniwersalnych, fundamentalnych pytań, dotyczących sensu naszego istnienia i człowieczeństwa. Czytając książkę, można spróbować odpowiedzieć na to pytanie. Rozwiązanie tej zagadki nasuwa się mimowolnie.
Cała twórczość Cormaca McCarthy'ego jest spowita mrokiem i surowością. Dzieje się tak z powodu stylu autora. Każde z napisanych zdań zostało skonstruowane z lekarską precyzją i nieomylnością. Celne, dobitne, mocne. To dzięki temu proza tego autora przewierca umysł odbiorcy. Zakotwicza się w nim i zostaje w pamięci. Nierzadko już na zawsze.
„Droga” może bez cienia zastrzeżeń zostać uznana za jedno z najważniejszych dzieł autora. W niewielkiej objętości została zawarta dosadna treść, która wdziera się w człowieka. To powieść ponura, surowa, mroczna, skrajnie przygnębiająca. Czytając, można stracić chęć do życia i wiarę w ludzkość. Pomimo całego okrucieństwa, sączącego się z powieści, wyłania się również inne przesłanie. Dobro, chociaż nie zawsze zwycięża, istnieje i nigdy nie umiera.